Dziwne losy golfa

Janowi Urbankowi skradziono volkswagena golfa. I choć auto odnalazło się już po miesiącu, był to dopiero początek gigantycznych kłopotów, który stał się bohaterem prawdziwej komedii pomyłek. Komedii, której scenariusz napisała poznańska prokuratura i która trwa już osiem lat.

Osiem lat temu skradziono volkswagena golfa panu Janowi Urbankowi. Już w miesiąc po kradzieży jego syn zauważył auto na ulicy. Wezwał policję. Policyjny rzeczoznawca stwierdził, że auto ma przebite numery. Sprawa trafiła do prokuratury, a samochód na policyjny parking. Nowy właściciel auta Leon S. zeznał, że kupił je dużo wcześniej, jeszcze zanim zostało ono skradzione panu Urbankowi. Jednak Jan Urbanek potrafi wykazać, że auto należy do niego. - Miałem wypadek i nad zbiornikiem paliwa samochód ma wstawiony kawałek blachy – mówi Jan Urbanek i wskazuje ślad po remoncie. – Złodziej cały czas nie otwierał wlotu paliwa, bo nie miał kluczyka – dodaje i własnym, nieużywanym od czasu kradzieży kluczykiem zamyka i otwiera wlot. Wydawało się, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona, a Leon S. zostanie skazany za paserstwo. Prokuratura prowadząca sprawę nie zrobiła jednak nic, aby wyjaśnić, skąd u Leona S. wzięło się auto Jana Urbanka. Dała wiarę Leonowi S., który przedstawił dowód zakupu z 1991 r. na podobny samochód. Choć Leon S. nie potrafił pokazać dowodu zakupu golfa i jeździł autem z przebitymi numerami, nie spotkała go za to żadna kara. - Było prowadzone postępowanie o paserstwo, ale zostało prawomocnie umorzone – mówi Mirosław Adamski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. – Na podstawie zgromadzonego wówczas materiału dowodowego nie udało mu się udowodnić winy. Tymczasem prokuratura uznała, że auto ma z policyjnego parkingu zabrać Jan Urbanek, ale jednocześnie stwierdziła, że jest ono nadal własnością Leona S. Jan Urbanek uznał, że taka decyzja prokuratury to absurd. Nie odebrał auta, bo musiałby go przecież oddać Leonowi S. Zaczął się odwoływać. Trwało to osiem lat. Po ośmiu latach windykator przyniósł mu rachunek za parking na 37,5 tys. zł. Tymczasem auto stało się bezwartościowym wrakiem. Rzeczoznawca uznał, że ma wartość złomu użytkowego. Według rzecznika poznańskiej prokuratury, nie ma podstaw prawnych, by ukarać prokuratorów za powierzchowne i niechlujnie wręcz przeprowadzone dochodzenie, w efekcie którego ucierpiał najbardziej poszkodowany. Jan Urbanek wyczerpawszy wszystkie możliwości odwołania się od decyzji prokuratury w kraju postanowił poskarżyć się w Strasburgu. Jego skarga została przyjęta.

podziel się:

Pozostałe wiadomości