Pożar wybuchł przed 10 rano. Kiedy straż pożarna przybyła na miejsce, cały dom stał już w płomieniach. - Jak biegłem to druty się paliły. Krzyczałem do strażaków: wchodzimy! Nie było chętnych. Strażacy zajęli się wężami i wodą, ale jeden się zdecydował – wspomina Krzysztof Przybyszewski, który ratował dzieci. Rodzeństwa jednak nie udało się ocalić. - Strażak, który wszedł przez okno, wyciągnął dzieci w wieku 4, 11 i 13 lat. Podjąłem reanimację do przyjazdu pogotowia. Ale nic już nie mogliśmy poradzić. Przelewały się przez ręce. Podejrzewaliśmy, że może są nieprzytomnie, ale niestety… – mówi Grzegorz Domański z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Płońsku. Kiedy wybuchł pożar, rodzeństwo było samo w domu. Matka była na podwórzu. Nie zdołała wyprowadzić dzieci na zewnątrz. Pobiegła po pomoc do sąsiadów. - Ja ją dzisiaj widziałem, ale to był tylko jeden wielki lament. Nie było można się z nią skomunikować – dodaje Grzegorz Domański. Ojciec w tym czasie był w lesie. Aby wyjaśnić okoliczności tragedii, niezbędne są zeznania matki. - Matka jeszcze długo nie będzie nadawała się do przesłuchania. Jest pod wpływem silnego szoku. Oczekujemy, że po przesłuchaniu jej będzie można ustalić prawdopodobną przyczynę pożaru – uważa Anna Wiśniewska z Prokuratury Rejonowej w Płońsku. Rodzice i dwójka dzieci są pod opieką psychologa. Kiedy dom stanął w płomieniach Joasia i Józio byli w szkole. Rodzina, która w pożarze straciła wszystko, zamieszkała u babci. Finansowo pomaga im również wójt gminy oraz darczyńcy. Zobacz także:Sześcioro dzieci zginęło w płomieniachJeden z braci zginąłDzieci uwięzione w płonącym domu