Dziadkowie uprowadzili wnuka? "Chodzi o dobro dziecka”

TVN UWAGA! 5002768
TVN UWAGA! 309060
Ile w Polsce znaczą wyroki sądu jeśli chodzi o kwestie zabezpieczenia interesów dziecka? Historia pani Beaty, która od września nie widziała własnego dziecka jest bulwersująca. Choć po stronie kobiety stoi prawo to niewiele z tego wynika.

Od 9 września pani Beata nie widziała swojego dziecka. Ojciec chłopca nie podaje miejsca jego pobytu, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMS-y.

Kobieta zgłosiła uprowadzenie syna na policji i w prokuraturze.

- Nie wiem, co jest z dzieckiem. Myślę, że fizycznej krzywdy mu nie zrobili, ale psychicznie jest na pewno strasznie – mówi Beata Stasinowska.

Dziecko przebywa w domu dziadków.

- Ona jest złą matką. W tamtym domu dziecko jest bite i maltretowane. Mamy dowody. Zobaczymy się w sądzie – stwierdza babcia chłopca.

Matka Igora rozwodzi się, proces trwa już cztery lata. Kobieta poprosiła nas o pomoc.

Dziadkowie wśród sąsiadów cieszą się nie najlepszą opinią.

- Ludzie się go boją. On jest do wszystkiego zdolny. Pisze donosy na prokuratorów, policjantów. Na wszystkich. Sam mam całą stertę donosów, jakie pisał na mnie do mojej pracy. Pisał, że jestem alkoholikiem, że latam nago po klatce schodowej, że biję żonę i psa. Cuda wymyślał – słyszymy od jednego z sąsiadów.

Igor od dwóch miesięcy nie chodzi do przedszkola. Wcześniej dyrektorka placówki kilkukrotnie prosiła o pomoc sąd, bo widziała jak rodzinne waśnie odbijają się na psychice dziecka.

- Pierwsza drastyczna sytuacja miała miejsce na początku września tamtego roku. Tata Igora mimo postanowienia sądu, chciał zabrać dziecko z przedszkola i zrobił scenę przy policjantach i rodzicach. Dało mi to dużo do myślenia. W październiku tata notorycznie przychodził w trakcie dnia i zakłócał porządek. Siedział dotąd aż Igor nie zaczynał płakać. Jak już była wielka histeria to prosiliśmy o rozstanie, był wówczas dla nas niemiły, agresywny i krzyczał. To był krzyk i straszenie różnymi instytucjami. Dziecko będzie miało zachwianą osobność na całe życie – uważa Emilia Raczek, dyrektor przedszkola.

„Chodzi o dobro dziecka”

Reporterka Uwagi! próbowała rozmawiać z dziadkami, u, których jest Igor.

- Matka ukradła ciuchy na tym dziecku. Te ciuchy, które my kupiliśmy… zapłaciliśmy za nie ponad 250 zł. To były trzy rzeczy: spodenki, koszulka i buty. Markowe. I do nas nie wróciły. Matka mówi, że posądzamy ją o kradzież, ale ona tego dokonała. Chodzi o dobro dziecka. Dziecko było obkupione – mówili.

Matka Igora złożyła do sądu wniosek o nakaz wydania dziecka. Z kolei jej teściowie pojechali na policję. Zgłosili, że nad dzieckiem znęca się wujek, brat matki.

- Jestem zszokowany. Nie widziałem Igora ponad miesiąc. Nigdy w życiu go nie uderzyłem – zarzeka się Krzysztof Igielski, wujek Igora.

Podczas trwającej cztery lata sprawy rozwodowej, obie strony chcą orzeczenia o winie. W sprawie kontaktów z dzieckiem wydano do tej pory 30 postanowień. Niemal wszystkie decyzje sądu zaskarżane są przez jedną, albo drugą stronę. Jest w tej sprawie dziewięć tomów akt, blisko dwa tysiące stron.

- We wszystkich sprawach, jeżeli chodzi o kontakt z dzieckiem, wszystko odbywa się na wniosek strony, czyli sąd niczego nie robi z urzędu. Jeżeli strona uznaje, że zaistniała sytuacja, w której konieczna jest interwencja sądu musi złożyć wniosek o odebranie tego dziecka. Sąd musi wysłuchać stron jak wygląda sytuacja. Po przeprowadzeniu sprawy wydaje postanowienie, w którym zobowiązuje stronę, która to dziecko przetrzymuje, nie mając do tego prawa, do oddania dziecka drugiej stronie. Jeżeli to postanowienie nie zostanie wykonane, znowu na wniosek, strona musi udać się do sądu – mówi Monika Pawłowska-Radzimierska z Sądu Okręgowego w Łodzi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości