Dramat trójki dzieci

TVN UWAGA! 142556
Przez kilka miesięcy trwał dramat trojga rodzeństwa. Po rozwodzie rodziców dzieci zamieszkały z matką, która odizolowała je od świata – nie miały kontaktu z rówieśnikami i nie mogły chodzić do szkoły. Mimo niepokojących sygnałów od wielu instytucji sąd rodzinny nie pochylał się nad losem dzieci.

Od kilku lat pomiędzy panem Dariuszem Żubertowskim a jego żoną dochodziło do konfliktów, które zakończyły się rozpadem małżeństwa. Po rozwodzie w styczniu tego roku sąd przyznał opiekę nad dziećmi matce, a ojcu pozwolił spotykać się z nimi dwa razy w miesiącu.

- Żona pana Dariusza dopuszcza się specyficznego rodzaju przemocy na dzieciach, tj. przemoc przez zaniedbanie. W domu jest bardzo brudno, w zimie przez pewien czas nie było nawet prądu. Pani Wioletta izoluje swoje dzieci od rówieśników i w ogóle od ludzi. Te dzieci są zamknięte tylko na podwórku, nie są posyłane nawet do szkoły – opowiada pani Ewelina Pal, psycholog szkolna.

W pierwszym półroczu siedmioletni Jakub miał ponad 30 dni nieobecności. Od grudnia ubiegłego roku przestał uczęszczać na lekcje. Do zerówki przestała chodzić także jego młodsza siostra. Dyrekcja szkoły wysyłała do matki upomnienia, ale nie przyniosło to rezultatów. W sprawie dzieci próbowała interweniować szkolna psycholog.

- Kontakt z tą panią jest bardzo utrudniony. Nasza rozmowa zawsze się kończy wyproszeniem mnie z podwórka, wulgaryzmami, a nawet przemocą fizyczną – dodaje pani Ewelina Pal.

Na początku roku sąd przydzielił rodzinie kuratora. Od pierwszej wizyty w domu matki informował on sąd o niedopełnieniu obowiązku szkolnego, o izolacji dzieci i o ciężkich warunkach bytowych. W kolejnych sprawozdaniach kurator sugerował konieczność umieszczenia dzieci w placówce opiekuńczej. Takie same informacje przekazywał do sądu ośrodek pomocy społecznej i dyrektora szkoły podstawowej.

- Wysłaliśmy pisma do sądu rodzinnego ze szczegółowym opisem, z prośbą o odpowiednią interwencję sądu. Na to pismo nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Kilka razy byliśmy u tej pani, tłumaczyliśmy jej, że robi krzywdę dzieciom. One powinny uczęszczać do szkoły, bo już teraz mają duże zaległości – tłumaczy Jacek Poczek, dyrektor szkoły podstawowej w Maciejowicach.

Pani Wioletta obiecała, że od nowego roku szkolnego jej dzieci pójdą do szkoły. Mając nadzieję na spotkanie z synem i córką pan Dariusz przyszedł na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, jednak i tym razem jego dzieci nie pojawiły się w szkole. W tej sytuacji, kolejny raz poprosił o interwencję kierowniczkę GOPS-u.

- My tu przyjeżdżamy z panią kurator co dwa tygodnie. Tak będzie do póki sąd nie wyda postanowienia – mówi Danuta Wojciechowska, kierowniczka GOPS-u w Maciejowicach.

Dopiero kilka dni po kolejnej nieudanej interwencji GOPS-u sąd rejonowy w Garwolinie zdecydował umieścić dzieci w placówce opiekuńczej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości