Stację Opieki Socjalnej w Pyzówce prowadzi Fundacja Zdrowa Rodzina, zarejestrowana w Nowym Targu. Jej założycielem jest Marek Siatkowski. O domu w Pyzówce byłe pracownice opowiadają rzeczy niepokojące, a nawet przerażające. - Osoba przyjmowana do stacji miała zapewnione jedzenie, reszta pozostawiała wiele do życzenia – mówi była pracownica ośrodka w Pyzówce. – Nie było pampersów, leków. Nie było pielęgniarek. Jedna kobieta była sama na 24-godzinnnym dyżurze, bez pomocy. Sama myła, karmiła, sprzątała, podawała leki. W Stacji Opieki Socjalnej w Pyzówce przebywa obecnie 29 pensjonariuszy - starsze, schorowane osoby, często z zanikami pamięci. Marek Siatkowski w rozmowie z reporterką UWAGI! przyznaje, że tego dnia w ośrodku jest tylko jedna pielęgniarka, i jest to jej pierwszy dzień pracy. Listy pracowników pokazać nie chce. Inna była pracownica opowiada o tym, jak zmarła tam pensjonariuszka, bo nie miała właściwej opieki – opiekujące się nią młode kobiety nie potrafiły jej nawet nakarmić. Z domu w Pyzówce często przychodzą też zgłoszenia do pogotowia. - Zdarza się, że pacjenci przyjeżdżają stamtąd odwodnieni - mówi Krzysztof Sudoł, zastępca dyrektora Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu. – Tłumaczono, że stało się to nagle, że pacjent przestał jeść. Interweniujemy tam częściej niż w innych ośrodkach, choć to ośrodek nieduży. Była pracownica mówi, że interwencje pogotowia są częste, bo personel nie potrafi wykonać prostych czynności, które wykona każda pielęgniarka – jak wyjęcie cewnika czy przepięcie wenflonu w kroplówce. Marek Siatkowski prowadził wcześniej państwowy Dom Pomocy Społecznej w Zaskalu. Został zwolniony za malwersacje finansowe. Ma już postawione zarzuty, sprawa właśnie się rozpoczyna. Potem, już w ramach Fundacji Zdrowa Rodzina – szefował ośrodkom w Nowym Targu, Rdzawce, Gronkowie. Ośrodki nie były zarejestrowane w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim. Marek Siatkowski składał wnioski o ich legalizację, wnioski te jednak były odrzucane przez wzgląd na braki w wyposażeniu domów. Kontrolą legalności domów opieki w Małopolsce zajmowała się Jolanta Nawalany, zasiadająca też w fundacji założonej przez Siatkowskiego. O tym, że w województwie działają prowadzone przez niego nielegalne domy opieki nie poinformowała swoich przełożonych. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem kilka miesięcy temu. Przełożeni odsunęli ją wówczas od kontrolowania ośrodka w Pyzówce, jednak innych konsekwencji nie poniosła. Nadal pełni funkcję kierownika oddziału nadzoru nad domami pomocy społecznej. W relacjach byłych pracownic domów prowadzonych przez Marka Siatkowskiego pojawiają się jeszcze inne niepokojące informacje – jedna z nich mówi, że niektórzy mieszkańcy oddawali mu swoje działki w zamian za dożywotnią opiekę. Inna opowiada wstrząsającą historię kobiety, pensjonariuszki domu w Gronkowie, która zmarła z powodu zakażenia wywołanego przez zaniedbane odleżyny – pracownica miała zakleić je plastrami, by rodzina nie zobaczyła wielkich, otwartych ran. Marek Siatkowski natomiast nie potrafił wyjaśnić, dlaczego jeden z dostawców żywności wycofał się ze współpracy, wysyłając pismo o braku zapłaty za dotychczasowe dostawy, ani tego, dlaczego w domu w Pyzówce nie działa telefon. - Jestem bardzo konsekwentny w dotrzymywaniu zobowiązań – tymi słowami pożegnał ekipę UWAGI! Doniesieniami o zaniedbaniach w prowadzonym przez Marka Siatkowskiego domu opieki zajęła się prokuratura. Zarzuty mogą również dotyczyć narażenia pensjonariuszy na utratę zdrowia lub życia. Marek Siatkowski ostatnio ma natomiast jeszcze jeden problem. W niedzielę z ośrodka oddalił się starszy mężczyzna z zanikami pamięci. Policja dotąd go nie odnalazła.