Tadeusz Reluga słowa ”matka” używa, gdy mówi o swojej babci. Razem z nieżyjącym już bratem wychowywali się w domu dziadków, po tym jak wyszli z domu dziecka. Trafili do niego dwa tygodnie po urodzeniu. Matka nie chciała się nimi zajmować. - Ta osoba jest mi zupełnie obca – mówi Tadeusz Reluga. – Nie dostałem nigdy żadnej kartki na święta, nigdy się mną nie interesowała, nie łożyła na moje utrzymanie. Miłość znaleźliśmy dopiero w domu dziadków. Biologiczna matka pana Tadeusza ma ponad 70 lat. Choruje na schizofrenię. W sądzie znalazł się już wniosek o umieszczenie jej w szpitalu psychiatrycznym. Krewni i znajomi mężczyzny wspominają, że nigdy nie interesowała się rodziną. - Lubiła sobie golnąć – mówi Wacław Zyśk, znajomy Tadeusza Relugi. – Była bezmyślna, nieprzygotowana do życia. Wydała dzieci na świat, a co później z nimi będzie się działo, to już jej nie interesowało. Cztery lata temu Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej we Wrocławiu w imieniu swojej podopiecznej, matki Tadeusza Relugi, wystąpił do sądu o alimenty. Sąd podjął decyzję o płaceniu alimentów zgodnie z prawem, które mówi, że obowiązek dostarczania środków utrzymania obciąża krewnych w linii prostej. Ale Tadeusz Reluga, choć wyrok przyjął i co miesiąc płaci zasądzone 100 zł, nie może się z nim pogodzić. - To prawdziwy dylemat moralny, czy rodzice, którzy zawiedli i nie opiekowali się dziećmi zasługują na pomoc w starości – mówi Bogusław Tocicki, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu. – Ale ustawodawca ocenił to jasno – względy pokrewieństwa są ważniejsze. We wrocławskim MOPS-ie Tadeusz Reluga dowiedział się, że jego biologiczna matka jest gotowa się z nim spotkać. Poszedł do jej domu, pukał do drzwi, ale matka nie otworzyła. - Gdyby napisała do mnie, że jest w trudnej sytuacji, potrzebuje pomocy, dobrowolnie bym jej pomagał – mówi Tadeusz Reluga. Zamierza wystąpić do sądu o ponowne rozpatrzenie sprawy.