Dlaczego pani Agacie odebrano dziecko? „Zarzuca się jej, że za bardzo kochała”

Dlaczego pani Agacie odebrano dziecko?
Stworzyła dom dla porzuconego noworodka. Po roku, w niejasnych okolicznościach, dziecko zostało jej odebrane.

Pani Agata była bardzo szczęśliwa, kiedy dostała kwalifikację do bycia rodziną zastępczą.

- Sytuacja była niesamowita. Dostałam telefon, że właśnie odbyła się komisja w mojej sprawie. I kilka godzin temu w szpitalu urodziło się dziecko i ono od razu zostało porzucone. Poproszono bym spokojnie się zastanowiła, czy przyjęłabym takie dziecko – opowiada Agata Czaja.

- Oczywiście nie powiedziałam tak, tylko, że się zastanowię. Przeanalizowałam, czy jestem w stanie tak przeorganizować swoją pracę i dostosować warunki w domu, żeby rozważnie wziąć dziecko ze szpitala – dodaje kobieta.

Ostatecznie pani Agata zgodziła się przyjąć małą Laurę.

- To był bardzo krótki czas. Ludzie mają dziewięć miesięcy na przygotowanie się na rodzicielstwo, a tu Agata, w ciągu siedmiu dni musiała przewartościować swoje życie, priorytety i przygotować wszystko, co niemowlęciu jest potrzebne. I dała radę – zaznacza Małgorzata Szermer-Czaja, matka pani Agaty.

Dziadkowie szybko zaczęli traktować małą Laurę jak swoją wnuczkę.

- Ona jest naszą wnuczką, nawet jeżeli nie jest prawnie – przekonują.

„Nie ma odpowiedzialnych”

Pani Agata była wolontariuszką w Ugandzie, Indiach i na Madagaskarze. Ma wyższe wykształcenie, własny gabinet, w którym jest fizjoterapeutką i terapeutką sensoryczną. Pracuje głównie z dziećmi z niepełnosprawnością.

Opieką nad Laurą, wcześniakiem z ryzykiem FAS, czyli alkoholowym zespołem płodowym, podjęła się w ubiegłym roku.

I po roku dziecko zostało jej niespodziewanie odebrane.

- Okazuje się, że nie ma odpowiedzialnych. MOPR dostał donos. Uznał, że ich obowiązkiem jest natychmiast zareagować i przenieść dziecko, a sąd zaufał temu, co powiedział MOPR. MOPR powiedział, że ich nie interesuje, czy to jest prawda czy nieprawda – jest donos, więc od razu przenosimy dziecko do zawodowej rodziny zastępczej. Nie ma odpowiedzialności – oburza się Janusz Czaja, ojciec pani Agaty.

- Zareagowaliśmy. O szczegółach nie mogę powiedzieć, od tego jest sąd – stwierdza Sylwia Ressel z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

Ale kluczowa dla sądu była opinia MOPR.

- Myśmy uznali, że dziecko nie jest właściwie zaopiekowane, tak jak być powinno – tłumaczy Sylwia Ressel.

Jakie sąd miał zarzuty w stosunku do pani Agaty?

- Dotyczą one nieprawidłowości w wykonywaniu opieki nad dzieckiem – mówi Łukasz Zioła z Sądu Okręgowego w Gdańsku.

O co konkretnie chodziło?

- Muszę odmówić odpowiedzi na to pytanie, gdyż odpowiedź mogłaby naruszać prawo prywatności – stwierdza Łukasz Zioła.

- Postanowienie zostało wydane w kwietniu, natomiast rozprawa, na której przesłuchani zostaną świadkowie, na której zostanie przesłuchana moja klientka, została wyznaczona dopiero pod koniec października - mówi adwokat Dominika Sęder.

- Zabrali dziecko w 15 minut, bez weryfikacji, żeby za pół roku zastanawiać się i rozważać, czy to była dobra decyzja – nie może zrozumieć pani Agata.

Dziewczynkę z dnia na dzień umieszczono w wielodzietnej rodzinie zastępczej, która jest jednocześnie pogotowiem opiekuńczym.

Za dużo miłości?

- Oskarżają mnie o różne rzeczy, na przykład, że kieruję się złą motywacją, że myślę tylko o sobie. Że w mojej rodzinie panowała przemoc i niedostatek emocjonalny i ja będę biła dziecko. Po prostu ręce opadają. I to wszystko w sytuacji, kiedy jestem terapeutą dzieci – zaznacza pani Agata.

- Wszystko zaczęło się od negatywnych opinii, że nasza rodzina jest patologiczna. W związku z tym, ona ma złe wzorce, które może przenieść na dziecko – słyszymy od rodziców pani Agaty.

- Powiem coś z pełną świadomością – 12 specjalistów podpisuje się pod opinią, która zawiera nieprawdziwe informacje – przekonuje Janusz Czaja.

- Z czego tylko dwie z tych osób miały osobisty kontakt z Agatą. Czyli 10 osób podpisuje się, wierząc tylko tym dwóm osobom? – dziwi się matka pani Agaty.

- Sąd w uzasadnieniu swojej decyzji powołuje się na argument, że moja klientka wytworzyła zbyt bliską więź z małoletnią – wskazuje mec. Dominika Sęder.

Czy to znaczy, że pani Agata za bardzo kochała, dlatego odebrano jej dziecko?

- Taki jest zarzut kierowany w stronę mojej klientki – mówi prawniczka.

- Z całej pozytywnej opinii kuratora sądowego wzięto jedno zdanie, że Agata zachowuje się w stosunku do Laury bardziej jak matka, niż jak rodzic zastępczy – mówi Małgorzata Szermer-Czaja.

- Miałam ją traktować jak chomika? Dawać jej jedzenie i czyścić klatkę? Jak można mi zarzucać, że dawałam jej zbyt dużo uczucia? – denerwuje się pani Agata.

Zapytaliśmy Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku, jaką miłością powinna darzyć dziecko matka zastępcza.

- Diabelsko trudno zostać rodziną zastępczą. Wyważyć miłość, którą trudno ważyć. Zawsze mówię, że rodzic zastępczy musi mieć po pierwsze wrażliwość i empatię, i pokłady miłości. Ale z tej drugiej strony, powinien mieć bardzo grubą skórę – stwierdza Sylwia Ressel.

- Przez cały rok MOPR regularnie kontrolował, jak funkcjonujemy. W styczniu zaprosili mnie na rozmowę, mówiąc: „Agata, spokojnie. Jesteśmy zadowoleni - Laura u ciebie zostaje”. Na opinię roczną w marcu szłam więc spokojna. Myśląc, że nie mieli żadnych zarzutów, więc jest OK. Że jesteśmy z Laurką razem, a ja się ubiegam o adopcję. A oni oświadczyli, że będzie komisja, że chcą mi zabrać Laurkę – ubolewa pani Agata.

„Kierujemy się dobrem dziecka”

Żeby zostać rodzicem, nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji. Ale opieka nad obcym dzieckiem, to co innego. Według przepisów, adoptować dziecko może rodzina zastępcza. Najważniejsza jest jednak motywacja i profesjonalizm.

Czy to, co się wydarzyło, oznacza, że pani Agata była dobra na rodzinę zastępczą, ale nie wystarczająco na adopcję?

- To są dwie różne funkcje, każda rodzina zastępcza, która wyraża chęć przysposobienia dziecka, jest objęta procedurą adopcyjną, czyli badaniem predyspozycji do tego, żeby zostać rodzicem adopcyjnym – mówi Joanna Bartoszewska z Pomorskiego Ośrodka Adopcyjnego.

Pojawiały się zarzuty, że pani Agata nie przygotowała przestrzeni dla dziecka, że nie skorzystała z urlopu macierzyńskiego, że dziecko nie miało lęku przed obcymi. To nie są jednak rażące zarzuty.

- My się wyłącznie kierujemy dobrem dziecka, więc zarzucać nam, że ktoś tu działa nie tak, jak trzeba, to myślę, że jest bardzo nie w porządku – stwierdza Sylwia Ressel z MOPR w Gdańsku.

Zapytaliśmy panią Agatę, dlaczego nie skorzystała z urlopu macierzyńskiego.

- Mam bardzo odpowiedzialną pracę, w terapii jest kilkadziesiąt dzieci. Nie mogłam nagle tego porzucić. Jestem samodzielną osobą, która musi zarabiać, żeby Laurka miała byt, a MOPR nie przyznałby mi kwalifikacji rodzica zastępczego, gdybym nie miała środków na życie. Poza tym, nie wiedziałam, jak Laurka długo u mnie będzie, jak jeszcze nie miałam planów adopcyjnych. Wzięłabym urlop, rzuciła pracę, a Laurkę by mi zabrano, to zostałabym też bez pracy – tłumaczy pani Agata.

- Jeżeli zarzutem, który jest wobec niej kierowany, jest nadmierna więź z dzieckiem - zamiast pochwalić ją, to ją ganimy? – dziwi się Magdalena Kochan, senator i ekspert ds. rodziny. I dodaje: - Nie miała pół roku na współpracę z koordynatorem do poprawienia tego, co niedomagało. Zabrano jej dziecko z dnia na dzień, bez zachowania procedury. Jeśli już, to powinno dziać się to w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia dziecka, a tego nie było. Nikt tego nie stwierdził.

- Maluch trafił teraz do zawodowej rodziny i jest tam szóstym dzieckiem, a dla tamtej kobiety był jedynym. Sprawy sądowe toczą się w odwrotnej niż trzeba kolejności. Kto pomyślał o Laurze? Ani procedury, ani zdrowy rozsądek, ani, co najważniejsze - dobro dziecka, nie zostały zachowane – zaznacza Magdalena Kochan.

Od chwili odebrania dziewczynki, pani Agata nie ma z nią kontaktu. Dodatkowo kilka dni temu Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku cofnął jej też uprawnienia do bycia niezawodową rodziną zastępczą.

Nasze reportaże można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

Autor: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości