Dwaj reporterzy UWAGI! – Wojciech Borkowski i Ryszard Cebula postanowili ścigać się w wyścigu, z dwóch różnych startów, mając do dyspozycji identyczne samochody o mocy 120 KM. Jeden miał do przejechania Polskę wszerz, drugi drogi kilku krajów Unii Europejskiej. Dystans był bardzo podobny, ponad 900 km z różnicą niecałych 60 km. Mieli ruszyć obaj o 9 przed południem. Losowanie zdecydowało, że Wojciech pojedzie z Budziska na granicy z Litwą, a Ryszard z Brukseli. Ryszard już na samym początku dał fory Wojciechowi, zakładając, że po polskich drogach będzie jechał dłużej, a on da sobie trochę wolnego czasu – najpierw na krótki spacer po stolicy Unii. Kiedy po dwóch godzinach ruszył, nudził się w samochodzie, mknąc po autostradzie. - Drogi w Belgii to kompletna nuda – równo, mało samochodów, nikt nikogo nie wyprzedza. Nie na nerwy prawdziwego Polaka – skwitował Ryszard belgijskie drogi. Wojciech w tym czasie turlał się po polskich drogach, zatrzymywany a to przez roboty drogowe, a to znaki ograniczenia prędkości, to znów fotoradary. Przez 2,5 godziny udało mu się przejechać 70 km. Nie krył zatem radości, gdy w końcu wjechał na 2-pasmówkę. Radość była jednak krótka. - Po 4 – 5 km piękna 2-pasmówka kończy się. Zaczyna 1-jezdniowa droga, z ograniczeniami prędkości do 60, 80 km na godzinę i znakiem uwaga na wyboje na długości 36 km. Wracamy do polskiej rzeczywistości – stwierdził Wojciech. Kiedy Ryszard zrobił sobie kolejny postój w Kolonii, by podziwiać słynną, największą w Europie gotycką katedrę (przy okazji stwierdzając, jak doskonale zorganizowane są tam dojazdy z autostrad do ulic dużego miasta), Wojciech nie miał czasu na zjedzenie obiadu – musiał zadowolić się słonymi paluszkami, krakersami i kawą – wiedział, że dłuższy postój niedługo po starcie wyścigu może przekreślić sens dalszej walki. Ryszard syty nie tylko wrażeń z obcowania z potęgą kolońskiej katedry, postanowił zrobić sobie jeszcze jeden postój – tym razem w Dortmundzie, gdzie stoi dla odmiany największy stadion piłkarski w Niemczech. A potem… - 220 km/h, ile fabryka dała – bez łamania przepisów, z dużą przyjemnością – naciskał Ryszard pedał gazu, pędząc autostradą po Niemczech - kraju, który ma nie tylko największą katedrę, ale też największą sieć autostrad. Wojciech tymczasem po przejechaniu w czasie blisko dwóch godzin przez stolicę, zmierzał z prędkością do 30 km/h drogą Warszawa – Poznań (korki, tiry, dziurawa nawierzchnia) w kierunku swojego wybawienia – odcinka autostrady do granicy z Niemcami. Jest to jeden z kilku z liczącej sobie 700-km sieci autostrad polskich odcinków - jak wszystkie, niepołączony z pozostałymi. Wcześniej kierowca musiał poddać się jednak chwili słabości – zjadł wieczorem pierwszy ciepły posiłek tego dnia. - Odcinek, którym jadę, choć nowy, ma mieć wymienioną nawierzchnię za kilka lat. Większość naszych autostrad jest w remoncie. Dużo jest tu sprzętu remontowego, oświetlonego, ale nikt nie pracuje. Czemu nie ma robót na kilka zmian? – Wojciech pytał samego siebie, jadąc autostradą w gęstniejącym mroku. Czemu polskie drogi są takie dziurawe? Bo są za cienkie, wyjaśnia Tadeusz Diupero, kierownik Laboratorium Bezpieczeństwa Pojazdów – gdy na Zachodzie kładzie się warstwę o grubości 80 cm, u nas 20 – 30 cm. A czemu tak mało się przy nich pracuje? Bo za dużo w kwestii autostrad polityki, a za mało rozsądku – uważa ekspert od dróg Adrian Furgalski - złe regulacje prawne powodują, że okres przygotowań do samej budowy zajmuje w Polsce dwa razy więcej czasu niż na Zachodzie. Dlaczego, gdy budowa już ruszy, tak się ślimaczy, to jeszcze inna kwestia. Jazdę autostradą w Polsce przeklinają między sobą użytkownicy CB-Radia, nie wstydząc się mocnych słów. Ryszard miał w czasie swej podróży tylko dwie okazje do narzekania, kiedy musiał stać w gigantycznych korkach. Ale mimo to na mecie wyprzedził Wojciecha o trzy godziny. Na byłe przejście graniczne w Olszynie przyjechał tryskając energią i dobrym humorem, gdy Wojciech zmęczony, powoli wyszedł z auta, przywożąc ze sobą nie piękne wspomnienia, ale chrypę. Wyniki wyścigu: Ryszard przejechał trasę długości 971 km w czasie 14 godz. 40 min, z czego za kierownicą spędził 9 godz. i kwadrans. Wojciechowi przejechanie 912 km zajęło 17 godz., w tym za kółkiem 15 godz.