Dla kogo pracują jednoręcy bandyci?

TVN UWAGA! 136067
8,5 miliarda złotych – to ubiegłoroczne przychody branży tak zwanych automatów o niskich wygranych. Z czym można porównać taką kwotę? Na przykład z budżetem polskiej policji.

Kilka dni temu policjanci wspólnie z funkcjonariuszami służby celnej weszli do ponad stu punktów z automatami w całej Polsce. Zatrzymali ponad 300-stu jednorękich bandytów. Powodem jest podejrzenie łamanie prawa na masową skalę. Dziennikarze TVN już kilka miesięcy temu udowodnili, że automaty są niskohazardowe, ale tylko z nazwy. Tak naprawdę pozwalają na grę o duże pieniądze, przynosząc właścicielom gigantyczne zyski. Od sześciu lat, kiedy to rynek gier hazardowych został uregulowany ustawowo, automaty do gier są niezwykle łakomym kąskiem dla firm rywalizujących o podział rynku. Obroty spółek z tej branży rosną w niezwykle szybkim tempie. W ubiegłym roku przychody firm – według oficjalnych danych – wyniosły w sumie ponad osiem i pół miliarda złotych. To kwota w przybliżeniu równa na przykład ubiegłorocznemu budżetowi polskiej policji. Aby wejść w tak lukratywny biznes, potrzeba niewiele. Wystarczy pomieszczenie - bar, sklep lub choćby kiosk z jedną paczką papierosów – i już można postawić trzy automaty niskohazardowe. Każdy z nich to kilka tysięcy złotych czystego zysku miesięcznie. Prokuratorzy podejrzewają, że automaty mogą działać niezgodnie z prawem. Ustawa określa grę na automatach o niskich wygranych jako grę, w której nie można wygrać więcej niż równowartość piętnastu euro, a w praktyce oznacza to nie więcej niż 50 złotych. Jednak wystarczy zapytać przysłowiowego pierwszego z brzegu właściciela punktów do gry, by dowiedzieć się, że na automacie niskohazardowym można wygrać nawet 10 tysięcy złotych. Rzecznik Ministerstwa Finansów Witold Lisicki stwierdza, że jeśli tak się dzieje, to musiało dojść do złamania prawa. W jaki sposób się to robi? Automat ma dwa wirtualne liczniki. Pierwszy pokazuje nam, ile punktów kupiliśmy wrzucając pieniądze do maszyny. Na przykład wrzucając 10 zł mamy 100 punktów. Możemy wygrać maksymalnie 50 złotych, czyli mniej niż 15 euro. Ale automat posiada drugi licznik. Jeśli gracz nie wypłaci wygranej, a przeleje ją na drugi licznik, czyli do banku, to zaczyna grać wyższymi stawkami o wyższe wygrane. Po prostu w puli kumuluje się coraz więcej pieniędzy. Dlatego nasz rozmówca mógł widzieć dziesięciotysięczne wygrane. Co więcej, okazuje się, że właściciele automatów dla zwiększenia swoich zysków potrafią nawet manipulować licznikami. Oficjalnie automat chronią plomby urzędu celnego. W praktyce to fikcja. Serwisant maszyn bez problemu potrafi tak ustawić automat, by zaledwie kilka procent z wrzuconych pieniędzy zostało przeznaczonych na wygrane. Reszta to zarobek właściciela automatu. Dane Ministerstwa Finansów odbiegają od rzeczywistości. Według resortu automat zarabia miesięcznie na czysto zaledwie około czterech i pół tysiąca złotych. Tylko według oficjalnych danych w ubiegłym roku Polacy wrzucili do tych maszyn osiem i pół miliarda złotych. Według szacunków Centralnego Biura Śledczego to zaniżone dane. Prawdziwe obroty automatów – chyba tylko z nazwy – niskohazardowych, są znacznie większe. Kto i kiedy popełnił przestępstwo wykaże rozpoczynające się właśnie prokuratorskie śledztwo. Na reportaż o automatach niskohazardowych zapraszamy także do dzisiejszego Superwizjera TVN o 23:20.

podziel się:

Pozostałe wiadomości