Konny transport
Pan Bogusław z gminy Libiąż jest jednym z ostatnich dostawców węgla, którzy wożą surowiec wozem zaprzęgniętym w konia. Węgiel odbiera z małopolskiej kopalni Janina.
- Klienci przychodzą do mnie non-stop. Odmawiam, bo tłumaczę, że dziennie robię tylko jeden kurs – opowiada Bogusław Sitek.
Pan Bogusław powinien cieszyć się już zasłużoną emeryturą, jednak w tym roku ma ręce pełne roboty. Nie musi czekać w kolejce po odbiór zamówienia, ale musi sam ręcznie naładować węgiel. Maksymalnie na wóz zabiera 1,5 tony.
- Zdarza się, że ludzie tu ze mnie szydzą. Ostatnio powiedziałem takiemu młodemu, że jeszcze go na świecie nie było, a ten koń już pod kopalnię jeździł – wyznaje pan Bogusław.
Mężczyzna w okolicy jest rozchwytywany. To dlatego, że brakuje nie tylko węgla na składach, ale i kierowców, którzy mogą go dostarczyć, kiedy już uda się zamówić towar.
- W tym roku na węgiel musimy przygotować około 4 tysięcy złotych. To bardzo dużo. Czekaliśmy na niego od maja, teraz jestem już spokojniejsza, bo był niepokój o zimę – przyznaje Maria Zając, mieszkanka gminy Libiąż.
Kolejka do kolejki
Każdego dnia pod kopalnią Janina ustawiają się długie kolejki do zapisów i po odbiór węgla. Można tam spotkać ludzi z całej Polski.
- Sprawdzamy listę obecności. Jeśli ktoś się nie zgłosi trzy razy, jest wykreślany z listy oczekujących. W ciągu tygodnia na liście jest 1200 osób – tłumaczy Roksana Zdechlik.
Jak funkcjonuje system kolejkowy?
- Dzisiaj, jak złożymy dokumenty, dostaniemy SMS-em powiadomienie, kiedy możemy przyjechać po przepustkę. Wtedy znów od rana stoimy w takiej kolejce. Musimy już wiedzieć, kto przywiezie nam węgiel i podać jego dane. Wtedy z przepustką, po raz trzeci musimy przyjechać po węgiel z kierowcą. Na składach węgiel jest po 3800 zł za tonę. Nie stać nas na to – podkreśla Krystyna Zdechlik.
Jaka jest jakość węgla?
W różnych składach w Polsce kupiliśmy węgiel. Każdy sprzedawca ma obowiązek dołączyć do niego świadectwo jakości, jednak nie jest to normą. Postanowiliśmy sprawdzić, czy parametry zawarte w certyfikacie dotyczące jakości węgla i jego kaloryczności są prawdziwe.
Do Instytuty Technologii Paliw i Energi w Zabrzu dostarczyliśmy cztery rodzaje węgla. Na węgiel z biedaszybów i z Kazachstanu nie dostaliśmy certyfikatu. Na pozostałe dwa, pochodzenia kolumbijskiego, takie świadectwo posiadamy.
- Kolumbijski węgiel posiadał takie parametry jak w certyfikacie, a nawet lepsze, jeśli chodzi o kaloryczność – podkreśla Edyta Misztal, kierownik laboratorium chemii analitycznej ITPE. I dodaje: - Węgiel z Kazachstanu jest bardzo dobry. Ciężko się do czegoś przyczepić.
Najgorzej wypadły próbki węgla z biedaszybu.
- Jeśli chodzi o zawartość wilgoci i kaloryczność nie odpowiada on normom. Ma bardzo niską kaloryczność – podsumowuje Edyta Misztal.
Roślinna alternatywa
Importowany węgiel, który udało nam się kupić, okazał się bardzo dobrej jakości. Jego cena to ponad 3 tysiące złotych za tonę i nie wszystkich na to stać. Dlatego w sprzedaży pojawiło się mnóstwo zamienników pochodzenia roślinnego, które zamiast węgla, mają ogrzać zimą domy i mieszkania.
Za tonę owsa musimy zapłacić około 1500 zł, kukurydza to wydatek 1800 zł, najdrożej wychodzi sucha pestka wiśni, za którą musimy zapłacić prawie dwa tysiące złotych. Dobrej jakości węgiel ma kaloryczność na poziomie 25 MJ/kg. Jak w badaniach wypadły zakupione przez nas zamienniki?
- Owies to nieco ponad 15 MJ/kg, kukurydza to 14 MJ/kg, pestka wiśni wypada najlepiej, bo wykazała kaloryczność na poziomie 18 MJ/kg – wylicza Edyta Misztal.
Czy palenie owsem lub kukurydzą jest w pełnie bezpieczne?
- Każde urządzenie grzewcze w XXI wieku jest zaprojektowane pod konkretne paliwo. Kocioł przygotowany na ekogroszek, prawdopodobnie będzie bardzo źle pracował na pelecie drzewnym – zaznacza Aleksander Sobolewski, dyrektor Instytutu Technologii Paliw i Energi w Zabrzu.