Wystarczyło jedno badanie, by upadł koronny argument szpitala w sporze z pacjentem, któremu odmówiono leczenia interferonem - jedynej terapii, która może zlikwidować groźnego wirusa zapalenia wątroby typu C. Po tym jak pan Tomasz usłyszał od lekarki, że leczenia nie będzie, bo personel nie umie pobrać mu krwi, sprawą zainteresowały się media, a szpital wynajdywał coraz to inne argumenty, mające uzasadnić odmowę leczenia. - Pan Tomasz jest pacjentem labilnym emocjonalnie. Interferon jest lekiem agresywnym, może powodować zaburzenia natury psychicznej, które mogą osiągać formę depresji łącznie z próbami samobójczymi. Aby takie sytuacje wyeliminować, podjęto decyzję o niestosowaniu interforonu w leczeniu pana Tomasza. Nową okolicznością są wczorajsze wyniki badań laboratoryjnych pacjenta. Małopłytkowość dyskwalifikuje całkowicie z terapii interferonem - mówił Stanisław Rusek, rzecznik Szpitala Miejskiego im. J. Strusia w Poznaniu. Takie tłumaczenie dziwi Krystynę Barbarę Kozłowską, Rzecznik Praw Pacjenta. - Ja w ogóle nie rozumiem informacji przekazanej pacjentowi, bo pacjent trafia do szpitala po to, by mu wszystkie niezbędne badania wykonać. Wystąpiłam do dyrektora szpitala o wyjaśnienia dotyczące całej tej sytuacji, ale oczywiście odpowiedzi od dyrektora nie otrzymałam. Wydaje mi się, że ten czas odpowiedzi już poddaje w wątpliwość chęć wyjaśnienia sprawy ze strony świadczeniodawcy, czyli rzeczywiście były tam chyba nieprawidłowości – mówi pani rzecznik. Przeprowadzone na własną rękę badania krwi utwierdziły pana Tomasza w przekonaniu, że poznański szpital nie chce go leczyć. Zrezygnowany wrócił do rodzinnego domu w miasteczku pod Lesznem, gdzie mieszka razem z owdowiałym kilka lat temu ojcem. - Ja nie potrafię zrozumieć postępowania szpitala. On już był tam kiedyś tydzień. I rzeczywiście po tamtym pobycie stał się lepszy. Teraz też myślałem, że pojedzie i będzie zupełnie dobrze. A nagle się okazuje, że go stamtąd wyrzucają. Nie umiem tego zrozumieć. A on zdrowy jest mi tu bardzo potrzebny. Ja się boję, żeby on chociaż szedł na dłużej do szpitala, bo ja sam wytrzymać nie mogę. Jest mi bardzo potrzebny – opowiada Władysław Kędziora Czy istnieją medyczne powody, które wykluczają leczenie pana Tomasza, czy może poznański szpital szukał kolejnych wymówek, by postawić na swoim? Za naszą namową pana Tomasza zgodził się obejrzeć jeszcze jeden lekarz - konsultant ds. chorób zakaźnych, były prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów profesor Krzysztof Simon, który dziś prowadzi oddział chorób zakaźnych szpitala we Wrocławiu. - W momencie jak był pan na oddziale miał pan objawy subdepresji. Był ogromny problem z żyłami ale to nie jest najistotniejsze. I były skrajnie małe płytki. Sądzę, że teraz jest pan w grupie, w której prawdopodobieństwo progresji choroby jest duże. Ja nie wiem w jakim stopniu choroba jest zaawansowana. Teraz powinien pan zrobić biopsię wątroby – mówi prof. Krzysztof Simon. Poznański szpital w końcu odpowiedział na pismo Rzecznika Praw Pacjenta, nie podał jednak żadnych argumentów, które rzucałyby nowe światło na decyzję o odmowie podania interferonu Tomaszowi Kędziorze. Podkreślił natomiast, że decyzję o odmowie leczenia podejmowało co najmniej ośmiu specjalistów. Zobacz pierwszy reportaż UWAGI! na ten temat:Nie jest leczony, bo personel szpitala nie umie pobrać mu krwi