Monika mając 21 lat i trzyletniego synka skoczyła z okna 10-piętrowego bloku. Według prokuratury do takiego stanu doprowadził ją jej mąż, Leszek P., który miał się nad nią znęcać - wyzywać, wyśmiewać, obrażać, szydzić z niej i jej rodziny, zabraniać kontaktów ze znajomymi, szarpać, wykręcać ręce, grozić śmiercią, a także podpaleniem domu jej rodziców. Straszył ją także tym, czego obawiała się najbardziej - odebraniem ukochanego synka i pozbawieniem władzy rodzicielskiej.
- Nie dawał jej nigdzie wyjść, ani do nas przyjechać, ani nic. A ona biedna nie wiedziała, co ma zrobić. Nieraz przywiózł ją do nas pod dom, ale sam nie wchodził. Twierdził, że u nas jest dziadownia. Dziewczynę zastraszył i zniszczył – mówi Józefa Depa, babcia Moniki.
Leszek P. rozmawiał z dziennikarką UWAGI! kilka miesięcy temu. Winą za śmierć swojej żony obarczał jej rodziców.
- Będę składał dowody takie, których jeszcze nie ma w aktach przed sądem. W chwili obecnej nie będę się na ten temat wypowiadał. To jest wszystko nakręcana burza wokół mojej osoby, przez ludzi X. Ja ich nazwisk nie znam, co stoją za tą sprawą, by mnie wykończyć i doprowadzić do tego samego stanu, co została wykończona przez tych ludzi moja żona – bronił się wówczas Leszek P.
Mężczyzna zapewniał, że przedłoży dowody na swoją niewinność w sądzie, jednak proces w ogóle się nie rozpoczął. Terminy trzech wyznaczonych rozpraw zostały odwołane. Oskarżony przedstawiał zwolnienia lekarskie. Kolejna rozprawa, wyznaczona na koniec czerwca, nie odbyła się z tego samego powodu.
- Jeśli chodzi o pierwszy termin rozprawy, sąd dysponował zaświadczeniem wystawionym przez lekarza sądowego, który stwierdza, że stan zdrowia oskarżonego umożliwia mu udział w rozprawie dopiero w maju 2015. Na ostatniej rozprawie mężczyzna znowu się nie pojawił, tym razem była to innego rodzaju dolegliwość, ale tym razem ten mężczyzna też miał leżeć w szpitalu. W związku z tymi nieobecnościami sąd zwrócił się komplet dokumentów związanych z leczeniem oskarżonego i następnie przeprowadzić opinię biegłego sądowego, który odpowie sądowi na dwa pytania: czy oskarżony może brać udział w rozprawach i czy ewentualne dolegliwości chorego mogą być leczone w warunkach izolacji – mówi Alicja Kuroń, Sąd Rejonowy w Rzeszowie.
Leszek P. jest po raz kolejny żonaty, ma też kolejne, trzecie dziecko z trzeciego związku. Pierwsza żona odeszła od niego po kilku miesiącach. Druga, Monika, popełniła samobójstwo. Ich wspólny syn, dziś sześcioletni, mieszka z nim. Początkowo rodzice Moniki, dziadkowie chłopczyka, mogli go widywać na mocy ugody sądowej.
Gdy prokuratura postawiła Leszkowi P. zarzuty o doprowadzenie swojej żony do samobójstwa, ten całkowicie urwał kontakty syna z dziadkami. Często też zmieniał miejsce zamieszkania, co utrudniało wyegzekwowanie postanowień sądu w tej sprawie.
- Mamy kontakty przyznane, takie bardzo korzystne dla nas. Teoretycznie możemy dziecko zabierać do nas do domu cztery razy w miesiącu. Ale póki co ani razu nie udało nam się zabrać dziecko do naszego miejsca zamieszkania, a nawet po prostu spotkać – mówi Dorota Trala, matka Moniki.
Termin kolejnej rozprawy dotyczącej samobójstwa Moniki został wyznaczony na październik.