Koniec umowy najmu
Częstochowski szpital grupy Nu-Med zawiesił swoją działalność od 1 lipca.
- Zaczęliśmy leczenie, poczuliśmy się bezpiecznie i nagle nam zamknęli szpital. To niewiarygodne – mówi jedna z pacjentek.
- Nie zdążyliśmy nawet wykupić leków. Jakbym wiedziała wcześniej, że będzie zamknięcie to bym nabyła zapas leków – dodaje mieszkanka Częstochowy.
Jak sposób zamknięcia lecznicy tłumaczą jego przedstawiciele ?
- O decyzji informowaliśmy tak, jak mogliśmy. Kontaktowaliśmy się telefonicznie z pacjentami – twierdzi Jacek Stępnicki, rzecznik prasowy NU-MED. I dodaje: - Daliśmy pacjentom możliwość dalszego działania, leczenia. Dwa tygodnie to nie jest długi czas, jest zdecydowanie za krótki, ale nie mieliśmy innego wyjścia.
- Dla nas chorych, chorych na nowotwory, stabilizacja, bezpieczeństwo są bardzo ważne – odpowiadają chorzy.
Swoją decyzję o zamknięciu, w oficjalnym piśmie do śląskiego oddziału NFZ, szpital argumentuje tym, że musiał opuścić dotychczas wynajmowany budynek. Właściciel budynku zaprzecza jednak, by to on wypowiedział umowę.
-NU-MED miał podpisaną umowę najmu na 10 lat, z możliwością jej wypowiedzenia. Szpital wykorzystał tę możliwość i wypowiedział nam umowę. Dla nas ta decyzja nie jest korzystna. To szpital wybudowany pod onkologię, zostaliśmy na lodzie – podkreśla właściciel budynku.
- Musieliśmy zlikwidować działalność z powodu braku możliwości rozwijania tejże działalności, czyli braku kontraktowania kolejnych świadczeń. To nie tak, że leczenie stało się nieopłacalne. Nie moglibyśmy kompleksowo leczyć pacjentów. Dla pacjentów robimy, co możemy – zapewnia Jacek Stępnicki.
O sytuacji pacjentów onkologicznych z Częstochowy, śląski oddział NFZ wie od 1 czerwca. Fundusz rozwiązał umowę ze NU-MEDEM za porozumieniem stron. Przystał na to, by pacjenci dojeżdżali na leczenie do innych miast.
Leczenie w innych miastach
Pacjentom, którzy do tej pory leczyli się w Częstochowie szpital zaproponował kontynuację leczenia w Tomaszowie Mazowieckim, Dąbrowie Górniczej i Katowicach. Pacjenci skazani są teraz na dojazdy.
Pani Romualda ma 79 lat, choruje na raka żołądka, jest w trakcie chemioterapii. Aby przyjąć leczenie dojeżdża do Tomaszowa Mazowieckiego, oddalonego o 130 km od jej domu.
- Pojechaliśmy na wizytę i pani doktor powiadomiła nas, że następna chemioterapia odbędzie się już w Tomaszowie. To był ostatni tydzień funkcjonowania szpitala. Wcześniej ani od lekarzy, ani od obsługi nie słyszeliśmy nic. To był szok. Tak chorzy pacjenci, o takich decyzjach dowiedzieli się z dnia na dzień – żali się Dorota Piasecka, córka pani Romualdy.
79-letnia kobieta wstaje o godz. 3 w nocy, aby zdążyć na transport do szpitala. Bus z pacjentami odjeżdża z Częstochowy o godzinie 5:15.
- Denerwuje się, to jest długa droga, czekanie. Człowiek zdrowy za wiele nie wytrzyma, a co dopiero chory – wskazuje pani Romualda.
Do Tomaszowa dojeżdżają głównie pacjenci, którzy jak pani Romualda, są w trakcie chemioterapii i nie mogą przerwać leczenia. Co z tymi, którzy zakończyli chemię? Na terenie Częstochowy został jeden szpital, który zapewnia opiekę onkologiczną – tzw. Parkitka.
- Zadzwoniłam „na Parkitkę” i dowiedziałam się, że najbliższy możliwy termin to marzec przyszłego roku. Miałam badania, coś wyszło w nich nie tak, a ja zostałam bez pomocy, nie wiem gdzie teraz pójdę – mówi mieszkanka Częstochowy.
Pacjenci zgłosili sprawę do prokuratury. Również Rzecznik Praw Pacjenta bada, czy i w jakim zakresie doszło do naruszenia praw pacjenta. Jeszcze nie wiadomo, czy jakaś placówka z Częstochowy przejmie opiekę nad chorymi onkologicznymi i jak będzie wyglądać ich leczenie.