Anita waży prawie 300 kilogramów. Czy kobiecie w końcu uda się wygrać z chorobą?

Pani Anita walczy o zdrowie
Anita waży prawie 300 kilogramów. Czy kobiecie w końcu uda się wygrać z chorobą?
Pani Anita ostatni raz wyszła z domu trzy lata temu, a ostatnie miesiące spędziła przykuta do łóżka. Ma niewydolność krążeniowo-oddechową oraz olbrzymi limfatyczny obrzęk nóg. Żyje dzięki rurce z tlenem. Jest całkowicie uzależniona od opieki innych. Wszystko to następstwo otyłości. Czy kobiecie w końcu uda się wygrać z chorobą?

- Prawej nogi w ogóle nie spuszczam. Nie jestem w stanie jej ruszyć, ona cały czas leży w miejscu. Od marca siedzę, w ogóle nie schodząc. Wcześniej jeszcze chodziłam, dałam radę dojść do łazienki, ale potem zupełnie mi nogi odjęło. Ten obrzęk limfatyczny jeszcze bardziej się powiększył, a lekarze rozkładają ręce – opowiada pani Anita.

Kobieta musi także korzystać z koncentratora tlenu.

- To jest potrzebne, żeby pani Anita mogła funkcjonować, współpracować ze mną. Każde kolejne słowo i jej zaczyna brakować powietrza.

Wszystkie choroby są wynikiem otyłości, z którą pani Anita walczy od dziecka.

- Ciężko powiedzieć, ile teraz ważę. Około 300 kilogramów, ale mam nadzieję, że nie przekroczyłam jeszcze tej wagi – mówi kobieta.

- Nie pamiętam życia bez otyłości. Otyła jestem od dziecka. Zawsze w szkole byłam wyśmiewana od grubych pulpetów – mówi ze łzami z oczach i dodaje: - Nikt nigdy mi z tym nie pomagał. Mama nie trzymała mi diety. Oboje moi rodzice też są otyli. Można powiedzieć, że to odziedziczyłam.

Opiekunka walczy o panią Anitę

- Jej stan fizyczny jest lepszy niż jej stan psychiczny. Jest bardzo mocna osobą, która przestała wierzyć w to, że jeszcze kiedykolwiek wstanie na nogi – mówi pani Radosława, opiekunka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Słupsku.

Pani Anita była osobą otyłą, ale samodzielną. Cztery lata temu zachorowała na różę krwotoczną, czyli ostre zapalenie skóry. Jej nogi z dnia na dzień stały się ciężkie, owrzodzone i opuchnięte.

W międzyczasie, m.in. z powodu problemów z poruszaniem, odebrano jej jedną córkę, którą wychowywała samodzielnie. Dziewczynka trafiła do domu dziecka. Rodzice pani Anity nie mogli jej pomóc, bo sami też są schorowani.

Osamotnionej kobiecie, otuchy i wiary w siebie zaczęła dodawać dopiero nowa opiekunka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

- Uważam, że nie miała osoby, która powiedziałaby jej: „Anita, weź się w garść. Życie jest do przodu i trzeba o nie walczyć”. Każdy ją przyjmował taką, jaka jest i tyle – dodaje pani Radosława.  

To właśnie pani Radosława zaczęła szukać pomocy dla schorowanej pani Anity.

- Trudno było znaleźć pomoc, bo nie każdy szpital słyszał nawet o takiej wadze jak 300 kilogramów. Jak dzwoniłam i dowiadywali się o tym, to był koniec rozmowy. Słyszałam: „Dopóki nie schudnie, nie weźmiemy jej na oddział”. A to jest nierealne, żeby zrobiła to sama. Wszyscy zamykają nam drzwi, boją się tej wagi. A czas płynie i jej stan się pogarsza – opowiada kobieta.

Opiekunka jednak się nie poddała. Najbliższy szpital, który zdecydował się pomóc w zbiciu uwagi i przeprowadzić operację bariatryczną, znalazła we Wrocławiu.

Niestety, od razu pojawił się problem z transportem, bo to prawie 500 kilometrów. Poza tym termin przyjęcia to dopiero grudzień, a stan kobiety pogarsza się niemal z dnia na dzień. Zwłaszcza podczas upalnych dni, kiedy obrzęk się zwiększa i pojawiają się problemy z oddychaniem.

Dlaczego pani Anita nie może przejść operacji bariatrycznej?

W Polsce jest wiele placówek, które zajmują się pomocą osobom skrajnie otyłym i przeprowadzają operacje bariatryczne. Wśród nich jest szpital specjalistyczny w Słupsku, czyli rodzinnym mieście pani Anity. Kobieta była w nim wielokrotnie, ale zdaniem lekarzy, nie współpracowała.

Monika Zacharzewska-Tomasik z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku nie chciała komentować sprawy ze względu na prawo chroniące informacje medyczne pacjentów.

- Rozmawiałam z chirurgiem, który się zajmuje tymi operacjami. Powiedział mi, że teraz waga jest za duża, więc jest za duże ryzyko. Dopóki nie schudnę poniżej 200 kilogramów, to mam mu się nie pokazywać na oczy – mówi pani Anita.

Jedynym ratunkiem dla kobiety jest umieszczenie jej na kilka tygodni na oddziale szpitalnym, gdzie pod okiem lekarzy schudnie i wstanie z łóżka.

Uzależnienie od słodyczy

Sama, jak twierdzi, już nie jest sobie w stanie pomóc. Poza panią Radosławą, która jest dwie godziny dziennie, nie ma kto jej przygotować odpowiednich posiłków, czy pilnować diety. Tym bardziej, że kobieta jest uzależniona od słodyczy.

- To jest mój nałóg od dzieciństwa. Jak alkoholik jest uzależniony, idzie na leczenie. Tak samo ja jestem uzależniona od słodyczy, mimo że wiem, że mnie to zabija – przyznaje pani Anita.

- Chyba potrzebuję też psychologa. Nie potrafię sobie powiedzieć: „Nie, nie zjem tego, stop”. To jest takie uzależnienie, że potrafię czasem dostać szału, jak nie mam czekolady – dodaje.

Warunki przed operacją bariatryczną

- Schudnięcie przed operacją bariatryczną to niezbędny warunek z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że musimy zobaczyć, że pacjent ma silną wolę i potrafi stosować się do pewnych reguł. A po drugie, z powodów anestezjologicznych, operacyjnych, pacjent musi mieć konkretną wagę, żeby przeżyć operację – tłumaczy Monika Zacharzewska-Tomasik z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku.

Nasz reporter zwrócił uwagę na to, że mówimy o pacjentce, która jest niesamodzielna – nie jest w stanie sama ugotować sobie posiłków, wstać z łóżka, wziąć leków.

- Jeżeli sytuacja jest ekstremalna, to może być tak, że będzie taka osoba hospitalizowana. Jeśli zgłosi się do nas czy to przez formularz informacyjny na stronie, czy przez swojego lekarza rodzinnego, to nikt nie odmówi jej pomocy – deklaruje Zacharzewska-Tomasik.

Pani Anita wypełniła już formularz zgłoszeniowy i czeka na przyjęcie na oddział.

„Otyłość jest chorobą na całe życie”

Waga pani Anity, jak na kobietę, jest rekordowa. Dlatego też wiadomo, że leczenie będzie trudne i długotrwałe.

Skonsultowaliśmy to z profesorem Piotrem Majorem, ekspertem do spraw leczenia otyłości.

- Otyłość jest chorobą nieuleczalną, na całe życie i otyłość nas zabija, więc trzeba to leczyć – mówi prof. Piotr Major ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

- Szanse na wyleczenie pacjenta, który waży prawie 300 kilogramów, zależą od wielu czynników. Po pierwsze, od woli samego pacjenta. Sam pacjent musi chcieć poddać się leczeniu. Musi być zdeterminowany do tego, aby takie leczenie podjąć i aby w nim wytrwać – tłumaczy ekspert.

- Otyłość to jest problem naszej głowy, a leczenie chirurgiczne ma pomóc głowie lepiej poradzić sobie z nowymi nawykami, nowym stylem życia, jeżeli chodzi o nawyki żywieniowe – dodaje.

Walka o córkę i zdrowie

Być może tym razem z naszą pomocą pani Anicie uda się zrzucić wagę i przygotować do operacji bariatrycznej. Stawka jest olbrzymia, bo to także walka o jej jedyną córkę, która przebywa teraz w domu dziecka.

- Bardzo za nią tęsknię. Żałuję, że do tego doszło, że ją straciłam. Żałuję, że doszło do tych chorób, do tej otyłości. Sąd mi ją zabrał, bo stwierdził, że nie jestem w stanie się nią opiekować. Strasznie mi tu jej brakuje – mówi pani Anita przez łzy. I dodaje: - Może za pół roku mnie już nie będzie, jak mi nikt nie pomoże. Ona w każdej chwili może stracić matkę.

- Mam dopiero 30 lat. Chciałabym zrobić to dla siebie i pokazać wszystkim, że potrafię schudnąć. Wziąć się za siebie, wyjść z domu i pokazać im wszystkim, że zrobiłam to. Chciałabym, żeby mnie już nie wyzywali o grubasów – mówi pani Anita.

- Teraz ta opiekunka, którą mam od czterech miesięcy, dała mi najwięcej wiary. Wchodzi za każdym razem uśmiechnięta, mówi: „Anita, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, pojedziesz i uda się. Damy radę, pomogę ci”. I ona mi słodyczy nie kupi – opowiada.

- Uważam, że musimy jej pomóc. Pokazać jej życie z innej strony. Każdy zasługuje na szansę, a ona ją teraz dostała – mówi pani Radosława. I dodaje: - Są ciężkie dni. Nieraz jest płacz, nieraz są złości. Jednakże uważam, że damy radę.

- Teraz moim największym marzeniem jest to, żeby wyjść znowu z córką na spacer. I pojechać na plażę. Siedzę tutaj, patrzę przez okno na te drzewa i myślę: „Boże, te drzewa są tak niedaleko, a ja nie mogę ich dotknąć” – mówi pani Anita.

- To już jest moja ostateczna szansa i mam nadzieję, że będę mogła ją wykorzystać na maksa – kończy.

Chcesz pomóc pani Anicie w walce o lepszą przyszłość. Możesz wesprzeć jej zbiórkę. Więcej na ten temat TUTAJ >>>

Odcinek 7544 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości