Urszula Woźnica z Rydułtowów kilka lat temu zaczęła się gorzej czuć. Lekarska diagnoza brzmiała jak wyrok – nowotwór. Zdecydowano, że musi jak najszybciej poddać się operacji. To była jedyna szansa, choć i tak niepewna – stan chorej był tak poważny, że lekarze nie gwarantowali, czy przeżyje zabieg. Pani Urszula pomyślała, że teraz zostaje jej tylko jedno – podróż do Rzymu. - Tam będę najbliżej Boga – opowiada Urszula Woźnica. – Napisałam do papieża list z prośbą o modlitwę – że podczas audiencji będę miała czerwoną różę we włosach, żeby widział, że to ja i pomodlił się za mnie. Kiedy zamknął moje dłonie w klatce swoich dłoni, przestało do mnie cokolwiek docierać. Zrobiła się taka cisza… Po powrocie pani Urszula czekała już tylko na śmierć. Ale minął rok – i zdumieni lekarze stwierdzili, że komórki rakowe znikają. I że zamiast poważnej operacji wystarczy drobny zabieg. Na raka zachorował też 15-letni Rafał Rogowski z Lubaczowa. W 2003 r. pojawiła mu się na szyi mała narośl. Zdiagnozowano chłoniaka. Rafał przeszedł sześć chemioterapii, które wycieńczyły jego organizm, a choroba nie ustępowała. Młody, zawsze pełen życia gimnazjalista, całkowicie się załamał. Przestał przyjmować leki. - Siostra oddziałowa zapytała mnie, jakie jest moje największe marzenie – opowiada Rafał. – Powiedziałem, że chciałbym wyzdrowieć. Ona jeszcze raz spytała o marzenie. Powiedziałem, że chciałbym spotkać się z papcią. Papież przyjął Rafała na audiencji, pobłogosławił go. Rafał po powrocie odzyskał wolę walki z chorobą. I wygrał. - Cud dla każdego jest czymś innym – mówi Maria Rogowska, matka Rafała. – Dla mnie cudem jest, że Rafał jest z nami. Joanna Wrona z Częstochowy oczekiwała trzeciego dziecka. Miała to być dziewczynka, Gloria Maria. Mijało pół roku od śmierci Papieża, gdy pani Maria usłyszała od lekarzy, że dziecko nie ma szans na przeżycie. - Badanie USG wykazało, że u Glorii wystąpiła hipertrofia asymetryczna – opowiada Joanna Wrona. – Nie miała nerek ani pęcherza. Nie mogła żyć poza moim organizmem. Lekarz zaproponował natychmiastowe rozwiązanie ciąży przez cesarskie cięcie. Kolejne badania USG pokazały, że stan dziecka się pogarsza. Nie było nadziei. Ale pani Joanna mimo to ją miała. Modliła się o życie dla córki. W godzinie modlitwy na Anioł Pański kładła na brzuchu obrazek z podobizną Jana Pawła II i prosiła go o wstawiennictwo. - Obudziłam się po operacji i zobaczyłam nad sobą twarze męża i mamy – mówi Joanna Wrona. – Wiedziałam, że Gloria nie żyje, zapytałam tylko, czy będę mogła jeszcze mieć dzieci. A oni powiedzieli mi, że córka jeszcze żyje. Po chwili weszła pani doktor i powiedziała, że z dzieckiem dzieją się niesamowite rzeczy. U malutkiej Glorii pojawiły się pierwsze krople moczu – to był znak, że ma przynajmniej jedną nerkę i pęcherz. Urodzona po 28 tygodniach ciąży miała 86 dekagramów. Ale była żywa, ruchliwa – chciała żyć. Dziś Gloria ma prawie dwa latka. Jest zdrowa, rozwija się jak powinna. Jej historia, podobnie jak przypadki Urszuli Woźnicy i Rafała Rogowskiego, została włączona do dokumentów beatyfikacyjnych, jako świadectwo cudownego uzdrowienia za sprawą modlitw do Jana Pawła II.