Szpital dziecięcy w Bydgoszczy wprowadził szereg zmian, by zminimalizować ryzyko zakażenia się koronawirusem przez personel i pacjentów. Rodzicom dzieci, które trafiły do placówki, zakazano wejścia na oddziały.
- Usłyszałem, że muszę zostawić córkę samą w szpitalu. To była bardzo ciężka decyzja. Ale wiedziałam, że nie mam innego wyjścia i muszę ratować dziecko. Mówiłam córce, że ją kocham i nie zostawiam jej na stałe w szpitalu, tylko na czas leczenia. Ale jak to można wyjaśnić dziecku, które ma trzy lata, choćby nie wiadomo jak było mądre? Jak wyjaśnić, że mama nagle znika za drzwiami i nie ma jej? To straszna trauma – podkreśla Maria Stępkowska i dodaje, że na szczęście jedna z matek, której dyrekcja pozwoliła zostać w szpitalu, wspiera jej córkę. - Jestem jej za to wdzięczna.
Zobacz też: Duszności - kiedy są objawem zakażenia koronawirusem, a kiedy astmy?
„Z dnia na dzień jest coraz gorzej”
Nie ma przytulenia, słowa wsparcia i zwykłej matczynej bliskości. Jedynym sposobem kontaktu jest rozmowa telefoniczna, jeśli dziecko jest na nią wystarczająco duże.
- Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Ona coraz częściej chce dzwonić do domu. Jest coraz smutniejsza. W stosunku do pielęgniarek jest wycofana. Najgorzej jest wieczorami. Panie pielęgniarki starają się, ale nie zastąpią mamy – zaznacza matka, która pomaga opiekować się córką pani Marii. Sama w szpitalu też ma trzyletnią córkę.
W placówce są też młodsze dzieci, nawet takie, które mają kilka miesięcy.
- Dzieci są przestraszone i nieufne. A pielęgniarki i lekarze bezradni. Przychodzą z łzami i mówią, że tak nie powinno być, ale nie mogą z tym nic zrobić – dodaje matka przebywająca w szpitalu.
Dzieci bardzo tęsknią za rodzicami.
- Wiktoria, co chwila pyta, dlaczego mamy nie ma i kiedy będzie. Mówię, że to odgórna decyzja, że mama bardzo tęskni i ją kocha, i robi wszystko, żeby z nią być. Ale 2,5-letnie, czy nawet 4-letnie dziecko tego nie zrozumie. To, co się dzieje nie powinno mieć miejsca. Na miejscu powinna być mama, która może wesprzeć, przytulić. Byłoby dużo łatwiej i dzieci szybciej dochodziłby do zdrowia – podkreśla kobieta, która pomaga opiekować się trzyletnią Wiktorią.
„Cały czas płaczę”
Dziesięciomiesięczny syn państwa Jarczyńskich trafił do szpitala z poparzeniem. Po zabiegu i wybudzeniu z narkozy, nie zobaczy obok siebie żadnego z rodziców.
- Wczoraj nie spałam, bo płakałam przez całą noc. Teraz dalej płacze – przyznaje Weronika Jarczyńska.
Z kolei pani Klaudia, gdy dowiedziała się o izolacji, opuściła szpital z dzieckiem na rękach i pojechała do innej placówki, gdzie jest razem z córką.
- Ona bardzo źle znosi rozstania. Mimo że dysponuję takim papierem, powiedziano mi, że jeżeli będzie taka konieczność, to dziecko i tak musi zostać samo. Dla mnie to niedopuszczalna sytuacja – mówi Klaudia Stawińska-Błyszcz.
„Niepokój jest uzasadniony”
Decyzję o zakazie odwiedzin i pobytu rodziców przy małych pacjentach wydał dyrektor szpitala. Wyjątkiem jest obecność rodziców przy dzieciach niepełnosprawnych oraz tych karmionych piersią.
- Rozumiem niepokój rodziców. Jest dla mnie uzasadniony. Myślę, że znane jest to, że u wielu nosicieli koronawirusa organizm nie ujawnia zakażenia – tłumaczy Edward Hartwich, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.
- Dzisiaj emocje budzi to, że nie ma rodzica przy dziecku, chciałbym wszystkim życzyć, żeby w przyszłości nie było źródłem emocji to, któremu dziecku podarować respirator. Czy temu, które choruje na mukowiscydozę, czy temu, które choruje na cukrzycę – dodaje Hartwich.
Psycholog Marta Bąkowska zaznacza, że dzieci nawet, jeżeli przebywają w szpitalu z rodzicami, to sama hospitalizacja i choroba jest dla nich potwornym stresem.
- Spada odporność nie tylko fizyczna, ale psychiczna dziecka. W sytuacji kiedy dziecko przechodzi rozłąkę z rodzicem, stres jest na tyle duży, że skutki będą długofalowe. Dzieci mogą przeżyć głęboką traumę, skutkiem może być nawet zespół stresu pourazowego. Taka rozłąka będzie miała wpływ na rozwijający się mózg i na pewno będzie to wpływ negatywny.
Rzecznik praw dziecka
Większość szpitali w Polsce pozwala rodzicom być w tych trudnych chwilach przy swoich chorych dzieciach. Wprowadzono jednak duże obostrzenia.
- Rodzice nie mogą przemieszczać się po szpitalu. Dlatego to my ich karmimy. Dostarczamy im posiłki do pokojów, w których przebywają z dziećmi – mówi dr n. med. Marek Migdał, dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Sprawa szpitala z Bydgoszczy poruszyła nie tylko matki bezpośrednio dotknięte rozłąką z chorymi dziećmi. Zebrano blisko 200 tys. podpisów pod apelem do ministra zdrowia. Interweniował też rzecznik praw dziecka.
- Wystosowałem prośbę o to, aby podać konkretne szczegóły regulaminu i zasad, jakie przyjął pan dyrektor. Jednocześnie poprosiłem o to, żeby w zakresie najbardziej potrzebnych przypadków zmienił regulamin – mówi Mikołaj Pawlak, rzecznik praw dziecka.
Po naszej interwencji do szpitala zaczęto wpuszczać rodziców dzieci, które są w stanie zagrożenia życia. Lżej chore dzieci nadal pozostają tylko pod opieka personelu.
Więcej przydatnej wiedzy o epidemii i jej skutkach na stronie Zdrowie.tvn.pl >