- Był tam traktowany jak przedmiot, a nie, jak człowiek, którego trzeba darzyć szczególną troską - mówi Jan Dyga, wujek ofiary. Fakt zniknięcia pacjenta nie zaniepokoił personelu szpitala. Co więcej, następnego dnia po zaginięciu, chłopak został wypisany z placówki w trybie zaocznym. - Po siedmiu dniach od poprzedniej wizyty siostra zadzwoniła tam i chciała skontaktować się ze swoim synem. Dowiedziała się, że go nie ma – opowiada wujek ofiary. Dyrektorka szpitala twierdzi, że jej pracownicy nie mieli obowiązku informować o zdarzeniu ani policji, ani rodziny chłopaka. – Bartek wyszedł, został więc wypisany w trybie administracyjnym, bo taka jest procedura, mówi pani dyrektor. Podobnego zdania są również urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Nie widzą niczego nagannego w postępowaniu władz szpitala. Tymczasem, zupełnie inaczej problem opieki nad pacjentami widzi dyrektor szpitala psychiatrycznego w Katowicach. - Fakt wypisywania pacjenta w trybie administracyjnym nie zdejmuje z lekarza odpowiedzialności etyczno – lekarskiej, co do dalszych jego losów, mówi Krzysztof Czuma, dyrektor szpitala z Katowic. Podobnego zdania jest również prof. Stanisław Pużyński, krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii. - Jeśli pacjent nie wraca z przepustki w uzgodnionym terminie, to zgodnie z zaleceniami krajowego konsultanta obowiązkiem ordynatora jest zainteresowanie się jego losem. Może to być kontakt telefoniczny, a jeśli nie – to nawet wizyta lekarza w miejscu zamieszkania pacjenta. Zasady te zupełnie zlekceważyła dyrekcja szpitala w Toszku. Nie był to niestety jedyny przypadek braku należytej opieki personelu szpitala nad pacjentami. O innych, opowiedziała reporterowi była pracownica szpitala.