Bicie i molestowanie w rodzinie zastępczej

TVN UWAGA! 3644032
TVN UWAGA! 139203
Te dzieci miały znaleźć w rodzinie zastępczej bezpieczeństwo, troskę i miłość. Spotkało je bicie, głód i molestowanie seksualne. Zdołały jednak przełamać strach i opowiedzieć o tym, co się dzieje w ich nowym domu. Okazuje się, że nie były pierwszymi ofiarami tych opiekunów. Podobne piekło przeżywały dzieci, które trafiały do tego domu wcześniej. Alarmujące informacje pojawiały się od kilku lat, lecz miejscowi urzędnicy uparcie kierowali potrzebujące pomocy i opieki dzieci do tej samej rodziny.

- Doszło do zatrzymania podejrzanych, następnie usłyszeli zarzuty. W odniesieniu do 54-letniej kobiety są to zarzuty dotyczące fizycznego i psychicznego znęcania się nad dziećmi. Jej 20-letnia córka i o pięć lat starszy mąż, oprócz zarzutów fizycznego i psychicznego znęcania się, usłyszeli zarzuty pedofilii. Te zeznania są porażające. Dzieci opisują fakty stosowania przemocy fizycznej i psychicznej, mówią o tym, że były bite. Bicie to polegało na zadawaniu uderzeń zarówno otwartymi rękoma, pięściami, na kopaniu, wbijaniu paznokci w ciało. Kazano im stać kilka godzin bez ruchu w przedpokoju na baczność z krótką przerwą na toaletę. Ograniczono im dostęp do jedzenia. Najbardziej szokujące są te zeznania, które dotyczą molestowania seksualnego – mówi Krzysztof Kopania, Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Bożena i Jan A. mieszkali na jednym z łęczyckich osiedli od ponad 20-tu lat. Kobieta kilka lat temu pracowała w banku, a jej mąż był portierem w spółdzielni inwalidów Tęcza. Po wypadku utrzymywał się z renty chorobowej. Zawodową rodziną zastępczą zostali w styczniu 2007 roku, pod tym jak przeszli kwalifikację i kursy w Ośrodku Rodzin Zastępczych "Szansa" w Łodzi. Od tego roku systematycznie dostawali dzieci pod opiekę. - Dzieci były bardzo zadbane, były ubrane – pod kolor miały i biuciki i plecaki. Czyściutkie były zaprowadzane do przedszkola i przyprowadzane. Nic nie wskazywało na to. Tylko te dzieci robiły drogę do szkoły i do domu. Nie było ich widać na podwórku – opowiada sąsiadka. Do rodziny zastępczej trafiło w sumie 16 dzieci. Wnuki pani Hanny były pod opieką małżeństwa państwa A. od 2007 roku. Babcia przez blisko dwa lata walczyła o to, aby je w końcu odebrano rodzinie zastępczej. - Przy pierwszej wizycie, kiedy wzięłam dzieci, to były już posinione. Odprowadzając je płakały, że nie chcą tam iść. Danielek powiedział, że wiszą paski do bicia dzieci, miały swoje imiona. Dostałam sms-a „babciu, ciotka dusi Daniela”. Ja z tym sms-em idę na komendę pokazuję i pytam się, co zrobić. Idę do PCPR. W końcu poszłam do prokuratury. Ale tylko była cisza. Później wzięła się chyba pani kurator, bo dostałam informację, że dzieci zostały zabrane - opowiada Hanna Graczyk. Podejrzenia o znęcaniu się zgłosiła także dyrektor przedszkola, w którym przebywały kolejne dzieci powierzone temu małżeństwu. Po jej interwencji podjęto kroki, aby zbadać sytuację w domu rodziny zastępczej i w efekcie zabrano z niej dwóch chłopców. Dziś mieszkają za granicą z matką biologiczną. Nie chcą wracać do traumatycznej przeszłości. - Dzieci były ciągle głodne. Chowały jedzenie, cały czas chciały spożywać posiłki, to była nadmierna ilość jedzenia. U starszego chłopca zauważyłyśmy sińce, naderwania uszu, dziwne skaleczenia. Zaczęłyśmy obserwować i rozmawiać z rodziną. Najpierw były tłumaczenia, że sińce powstały w zabawie. Ale nie uwierzyłyśmy i interweniowałyśmy do sądu, do kurator. Byłyśmy zszokowane, że ponownie dostała dzieci - przyznaje Jolanta Andrzejczak, Dyrektor Przedszkola nr 2 w Łęczycy. Sprawa nabrała rozgłosu dopiero w marcu tego roku, kiedy dzieci opowiedziały pedagogowi szkolnemu, co dzieje się w ich domu. Szkoła zawiadomiła policję. Śledczy ustalili, że pięcioro dzieci w wieku od 8 do 13 lat było ofiarami przemocy w rodzinie. Katowania uniknęła tylko najmłodsza, pięcioletnia dziewczynka, którą prawdopodobnie małżeństwo chciało adoptować. Od początku rodzina zastępcza była pod kontrolą Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. - Były u nich miejsca w rodzinie zastępczej. Mieliśmy postanowienie do wykonania w trybie natychmiastowym dla czwórki nieletnich dzieci. Nie miałam gdzie tych dzieci dać na weekend. Rodzina była cały czas monitorowana, wspierana przez psychologa, pedagoga, pracowników socjalnych, żadne dziecko nie potwierdzało zarzutów, które kierowały poprzednie dzieci. Wszystko w tej rodzinie było bez zarzutów – twierdzi Iwona Zielińska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Łęczycy. Dotarliśmy do matki aresztowanej Bożeny A., która odwiedzała córkę kilka razy w miesiącu. Jak wynika z jej relacji, nigdy nie zauważyła, aby dzieci miały ślady pobicia. Przyznaje jednak, że córka miała problemy wychowawcze z dziećmi i nie dawała sobie z nimi rady. - Zgłaszałam do PCPR-u te wszystkie nieprawidłowości. Non stop tam chodziła, nie wiem, dlaczego nikt nie reagował. Ja sobie tego nie zmyśliłam, wiem to od dzieci - dodaje Hanna Graczyk. Pierwsze informacje o przemocy w rodzinie pojawiają się w 2008 roku. Rok później sąd decyduje o zabraniu z niej dzieci. Jednak w tym samym czasie wydaje też decyzje o umieszczeniu tam nowych podopiecznych. Tych, którzy kilka tygodniu temu opowiedzieli o znęcaniu się nad nimi. To te dzieci sąd już w 2010 roku kazał przenieść w inne miejsce. Powodem były złe metody wychowawcze stosowane przez małżeństwo A. Ale dyrektorka PCPRu w Łęczycy nie znalazła powodów, aby dzieciom znaleźć nowy dom. - Każdy sygnał byłby istotny, i przy każdym sygnale podjęłabym decyzję, gdyby te sygnały się potwierdzały. Kierowałam się dobrem dzieci. Skoro prosiły mnie, żeby tu zostać, bo jest im dobrze, to dlaczego miałam im robić krzywdę i dać je do placówki - mówi Iwona Zielińska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Łęczycy. Od kilku dni łęczyckie starostwo powiatowe, organ nadzorujący działanie PCPRu, przeprowadza tam kontrolę. Wicestarosta twierdzi, że nie dostała sygnałów o przemocy w tej rodzinie zastępczej, nigdy też praca dyrektorki nie budziła wątpliwości. - Nie wiem, co zawiodło, to badamy wszyscy, musimy poczekać do czasu ustalenia co i kto zawiódł - mówi Krystyna Pawlak, wicestarosta powiatu łęczyckiego. Prokuratorzy sprawdzają, w jaki sposób rodzina dostała uprawnienia do sprawowania pieczy zastępczej. Będą to badać wstecz - aż do 2007 roku, gdy rodzina zajęła się pierwszymi dziećmi. Osobne śledztwo wyjaśnia, jak wyglądał nadzór PCPR nad tą rodzina zastępczą. Starostwo powiatowe w zależności od wyników kontroli wyciągnie konsekwencje wobec pracowników PCPRu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości