Marek Zawadzki był świadkiem bójki w barze w Mińsku Mazowieckim. Próbował uspokoić bijących się ludzi. Kiedy wracał do domu został napadnięty przez kilku mężczyzn, brutalnie skopany i wrzucony do pobliskiego stawu. Dwa tygodnie leżał w śpiączce, po wybudzeniu, okazało się, że ma paraliż lewej części ciała. - Paraliż utrzyma się do końca życia, kiedy mąż był w śpiączce lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie – wspomina przez łzy Agnieszka Zawadzka. Prowodyrem bójki był syn policjantki z komendy w Mińsku Mazowieckim. Według świadków brał on czynny udział w zdarzeniu. Policjantka osobiście przyjechała po syna do baru. Zabrała także wszystkich oskarżonych do Mińska. Nie zatrzymała ich jednak, ani nie przesłuchała w komisariacie, a jej syn szybko stał się ze sprawcy pobicia, jedynie jego świadkiem. W Mińsku każdy zna synka ”mamusi”. – On jest bezkarny, wszyscy wiedzą o jego wybrykach, rozbojach, pijaństwie – opopwiada mieszkaniec Mińska. - Kiedyś pobił własną babcię i zdemolował karetkę pogotowia, a mama policjantka wszystko zgrabnie tuszowała. Nawet jak mu zabrali prawo jazdy, to nazajutrz już miał je powrotem, on się śmieje z prawa! Sprawa trafiła do miejscowego sądu. Wszyscy sprawcy pobicia dostali po osiem lat więzienia. Żaden z nich nie trafił za kratki! - Sąd orzekając kary pozbawiania wolności powyżej 3 lat może zastosować tymczasowy areszt, ale nie musi – tłumaczy procedury Urszula Szymańska z Sądu Okręgowego w Siedlcach. – Widocznie w tym przypadku sąd uznał, że nie ma podstaw do jego zastosowania – dodaje nieporadnie. - Dla mnie to jest szok, jestem zbulwersowany, tego typu działaniem sądu. Jeśli skazuje się bandytów za usiłowanie morderstwa, dostają wyroki po 8 lat i nikt nie jest aresztowany, to dla mnie kończy się świat! – komentuje zaskoczony wydarzeniami prof. Piotr Kruszyński z Wydziału Prawa UW. Sprawcy bestialskiego pobicia mieszkają w dobrych warunkach, Marek Zawadzki, mimo, że ma zasądzone odszkodowanie nie otrzymał od nich ani złotówki. Jego rodzina, żyje w biedzie. Do czasu wypadku, to on zarabiał na jej utrzymanie. Jeden z bandytów, handluje na bazarze, przyznał się reporterowi UWAGI!, że zarabia na dwie osoby. – Nie muszę spłacać odszkodowania, to nie jest moim obowiązkiem. Nie interesuję się ty, bo nie czuję się winny - bezczelnie mówił handlarz. Kolejny ze sprawców pracuje „na czarno” na warszawskiej budowie, on także ma za nic wyrok sądu. – Pracuję nielegalnie, bo by mi komornik pieniądze zabierał – przyznaje bez skrępowania mężczyzna. - Wszystkie względy zdroworozsądkowe i poczucie sprawiedliwości, wskazują na to, że tacy zdemoralizowani sprawcy powinni trafić do więzienia – dodaje prof. Kruszyński.