- Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Mówili nam, że on będzie w takim wegetatywnym stanie, żebyśmy byli przygotowani na to, że będzie patrzyło się w jeden punkt i że nie mamy co liczyć na to, że kiedykolwiek usiądzie, będzie mogło jeść normalnie - wylicza adopcyjna matka Alana Magdalena Madeja.
- Z mężem postanowiliśmy sobie, że udowodnimy jeszcze kiedyś tym lekarzom, że nie mieli racji, bo cuda się zdarzają - mówi.
Wypadł z wózka
Alan miał zaledwie 10 dni, gdy w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Chłopiec wypadł z wózka i uderzył głową o betonowe schody. Miał pękniętą czaszkę i liczne krwiaki mózgu.
- Matka tłumaczyła to tym, że chciała wejść z dzieckiem w wózku do mieszkania, które zajmuje, po schodach, które są wąskie i kręte. Dziecko po spacerze spało. W wyniku przechylenia się wózka, który był niesiony przez matkę dziecka i przez jej znajomą, niezabezpieczone dziecko wypadło z wózka i uderzyło się w głowę - mówi Tomasz Koronowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.
Chłopiec przeszedł trepanację czaszki. Sąd wymierzył matce karę ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata mimo że dał wiarę w tłumaczenie jakoby do wypadku doszło nieumyślnie. Jednak Sąd rodzinny odebrał kobiecie prawa rodzicielskie. Rozpoczęły się poszukiwania rodziny zastępczej dla Alana.
Rodzina zastępcza albo ośrodek
- Szukaliśmy specyficznej rodziny, która by temu dziecku pomogła. W grę wchodziła pielęgnacja i opieka dość szczególna - mówi Tomasz Domżalski, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu.
- Alan, gdyby nie trafił do rodziny zastępczej, musiałby trafić do specjalistycznego ośrodka. Pomyśleliśmy o państwu Madeja, jako że pani Magdalena jest pielęgniarką z wieloletnim stażem, i to z wieloletnim stażem. Pracowała też w hospicjum, pracowała z osobami niepełnosprawnymi umysłowo - tłumaczy dyrektor i dodaje: - Alan miał dużo szczęścia, że trafił do tak wspaniałej rodziny.
- Mimo przerażenia, powiedzieliśmy, że nie możemy pozwolić, żeby to dziecko trafiło do placówki i spróbujemy naszych sił. Daliśmy sobie i jemu szansę, nie wiedząc co nas czeka. A teraz rozkwitł - uśmiecha się pani Magda. Dodaje, że Alanka odebrała dopiero półtora miesiąca po wypadku, wcześniej nie miała pojęcia o jego istnieniu. - On był w tym szpitalu zupełnie sam, bo się nikt nim nie interesował. Jak trafił do szpitala w ciężkim stanie, nikt nie czekał na niego pod blokiem operacyjnym. Nikogo nie interesowało, czy przeżyje, czy nie przeżyje. Był zdany sam na siebie - wspomina.
Pani Magda mówi, że biologicznej matki Alana nie poznała. - Od momentu zdarzenia nigdy nie zapytała, nigdy nikogo, co się stało, nie była w szpitalu u niego. Widziałam ją tylko na sprawie karnej - twierdzi.
Rehabilitacja, konsultacje, napady padaczki
Alan od czasu, gdy doznał urazu, choruje na padaczkę. Podczas napadów choroby robi się sztywny i przestaje oddychać. Pani Magda od dłuższego czasu codziennie podaje mu leki przeciwpadaczkowe.
Z powodu licznych obowiązków, jakie ma przy opiece nad chłopcem, po urlopie macierzyńskim kobieta będzie musiała prawdopodobnie odejść z pracy.
- Są rehabilitacje kilka razy w tygodniu, zajęcia z neurologopedą, psychologiem, wizyty w poradniach. Do żłobka Alanek się nie nadaje, żadna opiekunka nie podejmie się opieki nad Alankiem w momencie, kiedy on ma takie napady padaczki - tłumaczy pani Magda.
Tymczasem okazuje się, że chłopiec rozwija się dużo lepiej, niż początkowo przypuszczali specjaliści. - Jestem bardzo mile zaskoczony. Nie spodziewałem się, że po takim przejściu, z takimi ubytkami w ośrodkowym układzie nerwowym, będzie się tak ładnie rozwijał. To duża zasługa pani Magdy - mówi Paweł Bryl z oddziału noworodka, patologii i intensywnej terapii noworodka z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. - Pół roku temu, jak widziałem Alanka, bałem się, że grozi mu głębokie upośledzenie. Na chwilę obecną postępy są tak duże, że Alanek będzie miał szansę na w miarę normalne funkcjonowanie - ocenia. Jak twierdzi, dziecko może mieć problemy z ruchami precyzyjnymi, z chwytaniem, poznawaniem świata za pomocą dotyku. Dodaje, że Alankowi najbardziej potrzebna jest teraz rehabilitacja.
"Musi się w końcu poczuć bezpieczny"
Pani Magdzie w opiece nad Alanem pomagają jej biologiczni synowie. Ona sama natomiast przygotowuje się na kolejne wyzwania. - Wszystko zależy od tego, ile ta lewa, funkcjonująca półkula przejmie zdolności - mówi. - Potrzeby rosną, najprawdopodobniej trzeba będzie wkrótce kupić ortezy na nóżki. Trzeba będzie pomyśleć o wózku inwalidzkim, przystosować nasze lokum - przewiduje.
- Mam tego świadomość, że nasza obecność działała na niego terapeutycznie. Szybko dochodził do siebie. Dziecko musi mieć poczucie przynależności, tego że jest kochane, że ktoś przy nim jest. Muszę go przytulać jak najczęściej. On musi się w końcu poczuć bezpieczny - nie ma wątpliwości.