- Pani Weronika jest obecnie w stanie zagrożenia życia. Jej odporność jest teraz żadna. Nie może mieć kontaktu ze światem zewnętrznym. Ilość komórek, które służą do obrony, czyli leukocytów, jest bardzo ograniczona. Każda osoba naraża ją na niebezpieczeństwo kolejnej infekcji – mówi prof. Magdalena Krajewska, kierowniczka Katedry i Kliniki Nefrologii i Medycyny Transplantacyjnej Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu.
Weronika Ziober trzy razy w tygodniu musi być dializowana. Czeka na rekonstrukcję pęcherza i przeszczep nerki. To konsekwencje białaczki, którą wykryto u niej 12 lat temu.
- Zaczęło się od tego, że miałam cały czas powiększone węzły chłodne na szyi. No i gorączkowałam. Powiedziałam mamie, że gorzej się czuję. Lekarz rodzinny zrobił podstawowe wyniki, no i wyszło, że to już jest białaczka – opowiada Weronika.
Dawca szpiku z Niemiec uratował jej życie
Weronika pochodzi z niewielkiego Bytomia Odrzańskiego w województwie lubuskim. Jej choroba już 12 lat temu ogromnie poruszyła mieszkańców miasteczka.
- Historia Weroniki nami wstrząsnęła. Ona powinna cieszyć się młodością, a musi być w szpitalu. Ale wiem, że jest ogromnie pogodną osobą i ciągle walczy – mówi Adrian Hołobowicz, mieszkaniec Bytomia Odrzańskiego.
Gdy Weronika była nastolatką, udało się znaleźć dawcę, nie był to nikt spokrewniony. Pochodził z Niemiec.
- Na drugi dzień po przeszczepie pan profesor, który mi robił przeszczep, przyniósł mi kopertę. W środku był list od mojego dawcy szpiku – wspomina dziewczyna.
- „Mam nadzieję, że moje komórki macierzyste są szczęśliwe i żyją teraz z tobą” – odczytuje pani Bożena, babcia Weroniki.
- To był mężczyzna, wysportowany, prowadził zdrowy tryb życia. 49 lat, dwie córki i żona – opowiada Weronika.
Weronika i dawca cały czas mieli ze sobą kontakt.
- Zawsze pisał „kochana Weroniko, myślę o tobie”. Wysłała mu swoje zdjęcie, a on odpisał potem, że postawił je sobie na biurku w pracy – wspomina pani Bożena.
Rak rozwinął się z komórek szpiku dawcy
Po przeszczepie Weronika dochodziła do siebie, była aktywna. Niestety, nowotwór pojawił się w pęcherzu, który trzeba było usunąć, a wraz z nim nerki. Mimo to Weronika starała się żyć normalnie.
- Myślałam, że wszystko, co złe, jest już za nami, że już jest wszystko fajnie. Weronika musiała mieć zrobiony przeszczep nerki i podczas kolejnych wizyt u rożnych specjalistów okazało się, że są zmiany w szpiku – mówi babcia dziewczyny.
Jak grom z jasnego nieba spadła informacja, której nikt się nie spodziewał. Z komórek dawcy szpiku rozwinął się nowotwór. Znów białaczka.
- To mój trzeci nowotwór i druga moja białaczka, ta szpikowa, najgorsza. Zmiany w szpiku są prawdopodobnie od dawcy, po jakimś czasie u niego pojawiła się białaczka. Może on o tym nie wiedział – przyznaje Weronika.
- Wnuczka była załamana, płakała, ale powiedziała, że damy radę – przywołuje babcia dziewczyny.
Stan zdrowia bardzo się pogorszył, Weronika od ponad miesiąca przebywa w szpitalu.
- Sytuacja Weroniki jest w tym momencie dość trudna. Na razie otrzymała dwa cykle chemioterapii. Najważniejsza teraz będzie jej odpowiedź na nasze leczenie – przyznaje prof. Justyna Rybka z Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu.
- Powiedzieli, że przeszczep to będzie masakra. Ona wie o tym, bo to była rozmowa przy niej. Po takich przejściach nikt by nie wytrzymał, a ona cały czas walczy. Ona chyba zasłużyła na to, żeby być zdrowa – uważa pani Bożena, babcia Weroniki.
Co dzieje się z dawcą szpiku?
- Miałam kontakt z moim dawcą cały czas, ale od diagnozy mojej drugiej białaczki, jest cisza. Nie wiadomo, czy on jest chory, czy on jest zdrowy. Nie wiem w ogóle, co się z nim dzieje – przyznaje Weronika.
- Może nic nie mówi, bo się obwinia? Może sam zachorował? Nie wiemy, co robić. To jest trudne – mówi babcia Weroniki.
Przypadki, że drugi nowotwór pojawia się z komórek dawcy, są niezwykle rzadkie.
- Na poziomie pewnie 1 na 10, 1 na 20 tysięcy. Ryzyko jest bardzo, bardzo małe. Natomiast, trzeba sobie zdawać sprawę, że każda komórka, która ma zdolność podziału, może w trakcie tego podziału ulec mutacji i jej „potomstwo” stanowi chorobę nowotworową – mówi prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych UCK WUM.
Czy to oznacza, że dawca też zachorował?
- Jeżeli to jest późno występująca choroba nowotworowa z komórek dawcy, to należy raczej sądzić, że ta choroba u dawcy nie wystąpiła i najprawdopodobniej nigdy nie wystąpi – ocenia prof. Jędrzejczak. I dodaje: - Można powiedzieć, że niestety pani Weronika nie miała szczęścia, po prostu miała pecha.
Weronika Ziober pilnie potrzebuje krwi
Na razie nadzieja na normalne życie, za którym tęskni dziewczyna, legła w gruzach. Rekonstrukcja pęcherza i przeszczep nerki zostały odłożone. Trzeba znów walczyć z białaczką i szukać nowego dawcy szpiku.
- My wiemy, co mamy robić, ale musimy mieć krew. Jeżeli nie mamy krwi, to jesteśmy całkowicie bezradni. To jest młoda osoba, która bez tego daru życia nie ma szans przeżyć nawet następnych kilku dni – mówi prof. Dariusz Janczak, kierownik Katedry Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu.
Dializy kilka razy w tygodniu to na razie jedyny ratunek, by podtrzymać ją przy życiu. Dlatego do akcji ruszyli mieszkańcy zachodniej Polski, którzy oddają krew.
- Kiedy już miało być dobrze, to zrobiło się źle. Kiedy już była nadzieja, to ta nadzieja troszeczkę zgasła. Ale wierzymy, że ta krew pomoże przetrwać jej ten czas do momentu, kiedy znajdzie się kolejny dawca – mówi Stanisław Lik, mieszkaniec Bytomia Odrzańskiego.
- Dwa dni, trzy akcje, ponad 100 dawców, czyli blisko 50 litrów krwi. To jest naprawdę coś fantastycznego – przyznaje Krzysztof Piwowarczyk z Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Zielonej Górze.
- Teraz codziennie myślę tylko o tym, żeby wyzdrowieć. Na drugim miejscu jest, żeby dla wszystkich osób na świecie, które zachorują na nowotwór, była nadzieja na ich ratunek. To przede wszystkim – mówi Weronika.
- Chciałabym jeszcze dodać, że z całego serca dziękuję tym ludziom, którzy teraz zbierają na mnie krew, oddają. Każda krew się przyda – kończy dziewczyna.
Redakcji Uwagi! udało się dowiedzieć, że dawca Weroniki ma się dobrze.
Wszyscy ci, którzy chcą pomóc walczyć o życie Weroniki mogą oddawać krew. Jutro, w sobotę 27 kwietnia, między godz. 9-12, na Zamku w lubuskim Kożuchowie można oddać krew dla dziewczyny i innych potrzebującym.
Weronika potrzebuje krwi 0 i B-, ale przyda się każda krew. Można ją oddać również w każdym punkcie krwiodawstwa z dopiskiem "dla Weroniki Ziober".
Odcinek 7449 inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: as
Reporter: Jakub Dreczka