Natalię i Michała można wesprzeć na internetowej zbiórce >
Michał i Natalia, po ukończeniu studiów prawniczych, przyjechali do Polski. Do Łodzi, a potem do Gdańska. Michał został taksówkarzem, Natalia fryzjerką. Są w naszym kraju cztery lata.
- Na początku było ciężko, bo „dzień dobry”, to był cały mój język polski. Byłam jak pies. Niby rozumiałam, ale nie mogłam nic powiedzieć – wspomina Natalia Voskobojnik.
- Żal mi teraz wszystko rzucać w pół kroku. Doszliśmy już do czegoś, znamy język i czujemy się jak w domu – mówi Michał Voskobojnik.
Mąż Natalii przez kilka lat był w Ukrainie zawodowym żołnierzem. Teraz, zdecydował się na powrót do ojczyzny, by jej bronić po rosyjskim ataku.
- To bolesna decyzja, mieliśmy plany. Staraliśmy się o dziecko, ale wszystko się zmieniło – mówi Michał.
Młodemu mężczyźnie towarzyszyliśmy w drodze na Ukrainę. Ruszył 12 godzin po frontalnym ataku Rosji.
- Chcę przejechać do najbliższego komisariatu wojskowego i po prostu się zgłosić – tłumaczy Voskobojnik.
„Ryczeliśmy jak dzieci”
Rozłąka i związana z nią niepewność jest dla obojga dramatem.
- Mój mąż wyjeżdża dzisiaj na wojnę, a serce mówi: „Jak możesz na to pozwolić?”. To walka ze sobą. Ryczeliśmy jak dzieci – zdradza Natalia. I przyznaje: - Nie próbowałam go przekonać, bo nie było w jego głowie innej decyzji. A jak każdy będzie uciekać? To co? Jak długo będziemy uciekać? Dokąd? - mówi kobieta.
- On mi powiedział: „Bardzo cię kocham, ale nie mogę postąpić inaczej”. I z szacunkiem przyjęłam tę decyzję – tłumaczy Natalia, z trudem powstrzymując łzy.
Michał przed wyjazdem oddał w Łodzi wynajętą taksówkę i pożegnał się z kolegami po fachu.
- To dobry, serdeczny chłopak. Zawsze można było na niego liczyć, jak był jakiś problem, to był pierwszy do pomocy – mówi Michał „Majki” Kasprzak, kolega Voskobojnika.
- Teraz zostawia żonę w wynajętym mieszkaniu, na wynajem idzie cała pensja. Nie wie, co będzie tu, co będzie tam, a jednak jedzie walczyć o swój kraj. Żeby to zrobić i zostawić ukochaną osobę, to trzeba mieć jaja – uważa Kasprzak.
Michał poza pracą miał też pasję. Stawiał pierwsze kroki w aktorstwie.
- Zaczęło się od zajęcia Krymu przez Rosjan. Jeden z reżyserów, który skończył szkołę filmową w Łodzi, napisał scenariusz do filmu „Czerkasy”, to statek, na którym służyłem w wojsku. Konsultował się ze mną, zaprosił na casting, spodobało mu się, jak gram i mi to też się spodobało. I tak zaczęła się moja miłość do kina i teatru. W Łodzi, co wtorek i środę mieliśmy próby w teatrze, zrobiliśmy dwa spektakle – opowiada.
- Chciałabym, żeby spełniły się jego marzenia. Żeby udało mu się z aktorstwem. Uważam, że jest niezły i mówię to nie dlatego, że to mój mąż. Nie chodzi o Hollywood, ale żeby częściej kręcił się w tej branży – mówi Natalia.
„Muszę wierzyć i czekam”
Natalia została w Gdańsku. Wciąż dzwoni do bliskich w Ukrainie, by upewnić się, że są cali i zdrowi.
- Właśnie usłyszałam, że pół godziny temu przestali tam strzelać. Ludzie nawet nie mają, gdzie się schować. Kładą się spać na zmianę, są na warcie w każdym domu, żeby w razie czego uciekać. Pytanie tylko dokąd? Nie da się nie płakać, słysząc, że był ostrzał i całe miasto płonie, a ja przecież znam każdą ulicę tego miasta.
Natalia z nadzieją czeka na powrót męża.
- Powiedział, że nie jest głupi, że nie będzie się narażał. Ale jak będzie, to nikt nie wie. Jak spadnie rakieta, to ona nie wybiera. Dlatego jest tak ciężko, bo się po prostu nie wie. Muszę wierzyć i czekam. Na telefon, na SMS i na niego – kończy.
Natalię i Michała można wesprzeć na internetowej zbiórce >