W "Biedronce" kolejny skandal!

O złym traktowaniu pracowników w "Biedronkach"; ciągle jest głośno. W Rzepinie kierowniczka sklepu przeprowadziła, w środku nocy, rewizję w domu jednego z pracowników.

- Kierowniczka zmusiła mnie do tego, żebym w nocy poszła do domu jednego z pracowników i sprawdziła, czy nie ma u niego diskmena - opowiada pracownica sklepu w Rzepinie. - Byłam pod taka presją, ze zgodziłam się na to przeszukanie. Po jednej z inwentaryzacji okazało się, że brakuje diskmena. Kierowniczka rzuciła podejrzenia na trzy osoby, ktore tego dnia wcześniej wyszłyn z pracy - chociaż urządzenie równie dobrze mógł ukraść jeden z klientów. Była ok. godziny pierwszej w nocy, gdy pracownicy usłyszeli, że albo pójdą do mieszkań tych trzech osób i zrobią przeszukanie, albo zwolni z pracy trzy osoby... - Przyszli w nocy i zaczęli szukać, zaglądali pod łóżko, do biurka - opowiada Mariusz Szpakowski, poszkodowany z ''Biedronki'' w Rzepinie. Kierowniczka sklepu zamknęła się przed reporterka UWAGI! w pokoju, nie chciała wyjaśnić dlaczego postąpiła w ten sposób. Szefowie firmy chyba także nie dostrzegli niczego nagannego w jej zachowaniu, bo kobieta nadal pracuje w sklepie. O tym, że dyrekcja Jeronimo nie reaguje na żadne sygnały o nadużyciach przekonał się też Paweł z Włocławka. - Chciałem sam się zwolnić z firmy - mówi Paweł Januszewicz, były pracownik ''Biedronki'' we Włocławku. - Kierowniczka powiedziała, że podpisze mi podanie pod warunkiem, że ja podpisze zobowiązanie, że nie mama żądnych roszczeń wobec ”Biedronki”. Januszewicz był na tyle uparty, że w końcu poskarżył się zarządowi na swoją kierowniczkę, ale nie odniosło to skutku. Zarząd również nie specjalnie się przejął sprawa Januszewicza i arogancją swojej kierowniczki. O wózki elektryczne stoczono całą batalie. Po tym jak UWAGA! pokazała, że kobiety ciągną palety, zbyt ciężkie na ich siły firma - pod presją - zakupiła wózki elektryczne. Zarząd tłumaczył się, że nie wiedział iż taka sytuacja ma miejsce. Wózki elektryczne trafiły tylko do zaledwie kilkudziesięciu sklepów. Do kilkuset pozostałych biedronek przywieziono wózki, które często zawodzą i pracownicy nie chcą z nich korzystać, bo ponoszą za nie odpowiedzialność finansowa w wysokości siedmiu tysięcy złotych. W nowych, rzekomo świetnie zorganizowanych ”Biedronkach” psują się nie tylko wózki, ale także inne urządzenia. Nasz ukryta kamera zarejestrowała rozmowę pracownicy, która narzekała, że zepsute są lodówki, w których przechowuje się kurczaki. Biedronka skrzętnie ukrywa wszelkie nieprawidłowości i usterki. Twierdzi za to, że nowy elektroniczny system ewidencji czasu pracy jest niezawodny. Tyle, że w praktyce zaznacza on moment zejścia z kasy, który rzadko oznacza koniec pracy. Wszystko się zgadza w komputerze, w rzeczywistości - jak twierdza pracownicy nadal są nieprawidłowości na każdym kroku. - Po godzinach musiałem przebrać się w prywatną koszulkę, na której nie było napisu ''Biedronka'' - opowiada pracownik tego sklepu z zachodniej Polski. Przypadki zmuszania pracowników do pracy po godzinach wynikają z tego, że JDM wciąż zatrudnia zbyt mało ludzi. W wielu sklepach widać to gołym okiem. Chcąc rzeczywiście zamknąć za sobą okres łamania prawa pracy, JDM powinno zacząć od wynagrodzenia krzywd tym, którzy latami byli wykorzystywani. Wielu osobom ”Biedronka” zabrała bowiem nie tylko czas, ale też zdrowie. Najczęściej jednak pracodawaca nie widzi związku między wieloletnim dźwiganiem ciężarów, a na przykład chorobami kręgosłupa. Przez kilka dni usiłowaliśmy umówić się z szefami ”Biedronki” by porozmawiać z nimi o losie pokrzywdzonych pracowników. Ostatecznie dyrektor do spraw komunikacji odmówiła nam spotkania.

podziel się:

Pozostałe wiadomości