Przejmują mieszkania osób starszych i schorowanych

TVN UWAGA! 131658
Wyłudzanie mieszkań od starszych i schorowanych osób. Takie sygnały napływają do naszej redakcji z całej Polski. Kilka miesięcy temu informowaliśmy o wielkiej aferze we Wrocławiu, gdzie zorganizowana grupa wspomagana przez dzielnicowego mogła przejąć kilkanaście mieszkań. Teraz nasze dziennikarskie śledztwo zaprowadziło nas do Łodzi. Tam przez kilka miesięcy obserwowaliśmy działania osób przejmujących mieszkanie od cierpiącej na depresję emerytowanej nauczycielki i jej siostrzeńca.

- Ja tutaj żyję tylko dzięki znajomym i rodzinie, którzy przynoszą mi jedzenie, robią zakupy. Ja nie wychodzę, jestem w areszcie domowym od października. To jest masakra, ja tu już nie wytrzymuję, szczególnie po ciemku - mówi Cezary Wieczorek, siostrzeniec byłej właścicielki mieszkania. Od ponad 130 dni nasi bohaterowie prawie nie opuszczają mieszkania. Boją się, że nowy właściciel pod ich nieobecność wymieni zamki i pozostaną na bruku. Maria Ciesielska straciła zadłużony lokal po tym, jak podpisała notarialne pełnomocnictwo przedstawicielowi biura nieruchomości Grzegorzowi M. Dzięki pełnomocnictwu Grzegorz M. bez wiedzy Marii Ciesielskiej mógł sprzedać lokal Rafałowi R. specjalizującemu się w skupowaniu mieszkań. Z kolei Rafała R. reprezentuje właścicielka biura nieruchomości Sandra M., córka Grzegorza M. - Obiecał spłacić mój dług, wstrzymać licytację komorniczą, dać nam mniejsze mieszkanie i może jeszcze jakieś pieniądze. Jak się później okazało, spłacił dług w spółdzielni, ale nie kupił mieszkania i nie dostałam grosza od pana Marka - mówi Maria Ciesielska, była właścicielka mieszkania. Warte 167 tysięcy złotych dwupokojowe mieszkanie pani Marii, Grzegorz M. sprzedał za 100 tysięcy złotych. Kobietę wymeldowano. Ku zaskoczeniu nowego właściciela w mieszkaniu był zameldowany jeszcze siostrzeniec Marii Ciesielskiej - Cezary Wieczorek. Teraz przedstawiciele Rafała R. próbują pozbyć się go z lokalu. - Nie ukrywam, że pan R. chce państwa obciążyć za bezumowne korzystanie z tego lokalu. Ma pomysły, żeby odłączyć tutaj ciepło i wodę i wszystko. Mówiąc krótko, on za to płacić nie będzie. Ja powiem panu, tutaj to postępowanie sądowe długie nie będzie. Jest w tej chwili okres ochronny, pan o tym wie też, eksmisji na bruk nie ma. Ale jeżeli złożymy do komornika i wybije pierwszy kwietnia to może być tak, i tak będzie, że przyjdzie komornik i eksmituje pana na bruk – mówi przedstawicielka Rafała R. - Ciocia jest na tyle łatwowierna, że osoby, które by ją pogłaskały, obiecały coś dobrego, mogły ją przekonać do aktu sprzedaży, namówiły ją do tego - uważa Cezary Wieczorek, siostrzeniec byłej właścicielki mieszkania. Ze 100 tysięcy złotych, jakie Grzegorz M. otrzymał za mieszkanie pani Marii, 66 tysięcy poszło na spłatę zadłużenia w spółdzielni mieszkaniowej. Jak wynika z aktu notarialnego pozostała część, w sumie 34 tysiące złotych trafiła na konto Grzegorza M. Ponieważ Maria Ciesielska zapewniała, że nie dostała żadnych pieniędzy, jej krewna z ukrytą kamerą poszła do biura Sandry M. Tam usłyszała, że pani Maria otrzymała gotówkę na stacji benzynowej. Tam też podpisała oświadczenie. - Ze stacji benzynowej pan odwiózł mnie i wysadził przed blokiem, dokładnie nie pamiętam, ale chyba siostrzeniec zadzwonił po pogotowie i odjechałam z pogotowiem do szpitala psychiatrycznego. Od dawna leczę się psychiatrycznie, około 20 lat – mówi Maria Ciesielska, była właścicielka mieszkania. Podyktowane na stacji benzynowej pismo jest pozbawione większego sensu. Jest niejednoznaczne i chaotyczne. Nie jest to na pewno notarialne pokwitowanie przyjęcia pieniędzy. Wyraźnie widać przeróbki we fragmentach pisma w słowach „kwota, która pozostała po spłacie” lub w innej wersji „kwota, która pozostała do spłaty”. Maria Ciesielska nie jest jedyną schorowaną właścicielką mieszkania, w którego sprzedaży uczestniczył Grzegorz M. W innej dzielnicy Łodzi, przy ulicy Legionów, trafiliśmy do pani Eugenii. Chora na padaczkę i cierpiąca na zaniki pamięci kobieta samotnie przebywa w lokalu, który nie jest jej własnością. Swoje warte co najmniej 180 tysięcy złotych trzypokojowe mieszkanie sprzedała. Ku naszemu zaskoczeniu nic o tym nie wiedziała. - Zrobiłam zamianę mieszkania, tam były trzy pokoje z kuchnią, komorne było drogie, coraz to więcej szło w górę i zamieniłam się na to mieszkanie. To nie jest moja własność. Nie dostałam żadnych pieniędzy za sprzedaż mieszkania. Opiekuje się mną ten pan Grzesiu cały czas. Kupuje mi, zakupy robi, wszystko. Pieniążki mi zostawia, żebym miała na pieczywo i mleko. Otrzymuję rentę. Wpływa na konto. Uprawnienia do konta ma pan Grzesiu - mówi Eugenia J., była właścicielka mieszkania. W obydwu przypadkach mechanizm był taki sam. Biuro pośrednictwa Sandry M. i współpracujący z nią jej ojciec Grzegorz wyszukują zadłużone mieszkania. Proponują spłatę długów i zamianę na mniejsze lokale. Właściciele nieruchomości u tego samego notariusza udzielają pełnomocnictwa Grzegorzowi M. Następnie, już bez ich udziału, Grzegorz M. sprzedaje mieszkania prywatnej spółce reprezentowanej przez Rafała R. Marii Ciesielskiej i Cezaremu Wieczorkowi grozi eksmisja. Pani Eugenia po transakcji została przeniesiona do lokatorskiego mieszkania za które sama płaci. Z informacji udzielonych przez prawnika Sandry M. wynika, że jej biuro uczestniczyło w sprzedaży 10 zadłużonych mieszkań. Kupowała je spółka Rafała R. Prawnik Grzegorza M. oświadczył, że jego klient w trzech przypadkach, kiedy reprezentował właścicieli, zawsze rozliczał się z nimi płacąc gotówką. - Nie podejrzewałam, że są oszustami. Doszłam do jakiejś ściany czy krawędzi. Nie wiem, co dalej zrobię. Nie mam żadnego pola manewru. Nic nie mogę zrobić - mówi Maria Ciesielska, była właścicielka mieszkania. Nasi bohaterowie to nie jedyne osoby, do których dotarliśmy. Efekty naszego śledztwa pokażemy już wkrótce w Superwizjerze.

podziel się:

Pozostałe wiadomości