Sprawdziliśmy internetowe opinie o tym obiekcie. Na 59 osób, aż 36 dało mu najgorszą ocenę: "okropny". - "Całe szczęście, że żyjemy", "Dawno nie widziałam takiego brudu" – pisali oburzeni turyści. I skarżyli się, że w pensjonacie cuchnie stęchlizną i moczem.
Brud i pająki
Dom Wypoczynkowy "Storczyk" jest położony wśród gór, w malowniczej części Wisły. Miasteczko słynie ze zdrowego powietrza oraz wspaniałych tras do pieszych wędrówek. "Storczyk" oferuje swoim gościom 165 miejsc noclegowych i zaprasza na turnusy rehabilitacyjne, wczasy dla emerytów czy kolonie. Doba pobytu w tym miejscu kosztuje 70 złotych. Co otrzymuje się w zamian? Nasz reporter, który zamieszkał w "Storczyku", dostaje brudny ręcznik, a w szafie znajduje starą, śmierdzącą kurzem i moczem pościel. W brodziku pod prysznicem biegają pająki.
Idziemy na kolację. Dziś w "Storczyku" podają pierogi, które wyglądają na wielokrotnie odgrzewane. Są niesmaczne. Trudno w ogóle było poznać, z jakim są farszem. Sądząc po pustych stolikach, część gości w ogóle zrezygnowała z posiłków.
O tym, że w kuchni domu wypoczynkowego "Storczyk" dzieje się źle, alarmowała nas wcześniej Iwona Krzak, która przepracowała tam kilka dni. - Tam zmywa się brudnymi ścierkami, a produkty są przeterminowane! Serki miały termin przydatności do spożycia do 4 maja, a podawano je 20! Kiełbasę z 17 kwietnia podawano 22 maja! - mówi Krzak.
Jutro kontrola
Aby to zweryfikować nasi reporterzy zatrudniają się w "Storczyku". W zakres obowiązków wprowadza ich sama właścicielka, Grażyna Ś. - Jak przyjdzie sanepid to "mamy z głowy" - mówi samokrytycznie. I każe jednej z pracownic posprzątać w kuchni. W końcu jutro ma być kontrola.
Wokół obiektu również brud. Walają się puszki po alkoholu. - Tak nie może być! Będziemy mieć kontrolę wydziału zdrowia, zabiorą nam koncesję rehabilitacyjną! - martwi się właścicielka. Schody są nierówne, zniszczone, brudne. - Kupiłam puszkę emulsji, żeby to pędzlem przemalować na biało - mówi Grażyna Ś.
A jeden z jej pracowników - beztrosko popijający alkohol - opowiada nam o kulisach funkcjonowania tego miejsca. Podczas nieobecności kucharek pracował w kuchni, mimo, że nie posiada książeczki sanepidu. Co w razie kontroli? - Biorę byle jaki talerz i udaję, że jestem gościem - wzrusza ramionami mężczyzna, podpalając papierosa.
"Lodówki były zapleśniałe"
- Ona (szefowa - red.) kupuje wszystko to, co jest na granicy terminu, wiesz? - kontynuuje opowieść. - Potem, jak sanepid wpada, to jest k…wa wesoły autobus. Jak są takie wpadki, że masz dwa tygodnie albo i dwa miesiące w plecy (towar przeterminowany - red.), bo gdzieś ci się to w lodówkach zawieruszy! Z reguły bez mandatu się nie obchodzi - relacjonuje mężczyzna.
- "Ożarci" (pijani - red.) konserwatorzy warzą zupę i pływają w niej pety! - opowiada nam z kolei pracownica kuchni. - Mogę pokazać lodówkę z "dziadostwem" z zeszłego roku! Miesiąc temu lodówki były zapleśniałe! - opowiada kobieta, po czym prowadzi naszych dziennikarzy do tajnego, zamykanego na klucz, magazynku, gdzie przechowywane jest przeterminowane jedzenie. Ma być ono następnie podane gościom. Znajdujemy tam produkty przeterminowane nawet o kilka lat!
Już jutro pokażemy państwu interwencję, którą w "Storczyku" przeprowadził nasz reporter. - Jakbym była w Ameryce, to miałabym prawo pana zastrzelić! - krzyczała właścicielka lokalu.