Potrzebowała dializy, odsyłali ją z kwitkiem. „Nie ma miejsc dla zarażonych koronawirusem”

TVN UWAGA! 5070978
TVN UWAGA! 320118
Setki kilometrów przejechanych w karetce między szpitalami, długie godziny nerwów i niepewności o własne zdrowie i życie. To spotkało 75-letnią, zarażoną koronawirusem panią Danutę, która w związku z chorobą nerek musi być regularnie dializowana.

Dializa

75-letnia pani Danuta Mortuń z Myszkowa jest zarażona koronawirusem. Zdaniem jej córek, do zarażenia doszło w stacji dializ, którą musi regularnie odwiedzać.

- Mama mówiła nam o pacjencie, który jeździł z nią w karetce. Czuł się źle, miał podwyższoną temperaturę i kasłał. Zapewne wtedy doszło do zarażenia mamy – mówi pani Urszula, córka pani Danuty.

- Zaczęły boleć ją stawy. Opisywała to, że czuje jakby ktoś ją powiesił za ręce i nogi. Czuła się bardzo słabo, ale temperatura nie była wysoka – dodaje druga córka, Anna.

Wśród pacjentów stacji dializ zarażone wirusem zostały jeszcze dwie osoby.

Stan pani Danuty pogarszał się. Kobieta wymagała dializ. Córki 75-latki bezskutecznie próbowały zorganizować pomoc dla cierpiącej matki.

- Od kilku tygodni słyszymy zapewnienia, że system opieki zdrowotnej działa poprawnie. Tu, w województwie śląskim nie ma zabezpieczenia medycznego dla pacjentki z COVID-19, która na co dzień jest osobą dializowaną – podkreśla pani Anna.

Od szpitala do szpitala

Karetka woziła 75-latkę od szpitala do szpitala. Placówki były albo przepełnione, albo nieprzystosowane do dializ osób z koronawirusem.

- Jesteśmy przerzucani. Otrzymujemy telefon, że ktoś po mamę przyjedzie, po czym ten transport jest odwoływany. Dla mojej mamy jest to trudna, mocno stresująca sytuacja – przyznaje córka pani Danuty.

75-latka nie została przyjęta ani w szpitalu w Tychach, ani w Myszkowie. Jedną z nocy spędziła w karetce zaparkowanej pod szpitalem.

- Od lekarzy ze szpitala w Myszkowie usłyszeliśmy, że owszem mama została przywieziona do ich szpitala karetką, ale to nie oznacza, że jest już ich pacjentką. Lekarz dyżurny szukał dla mamy miejsca, próbował coś zorganizować – opowiada pani Anna.

Po szesnastu godzinach oczekiwania na dializę, karetka przewiozła panią Danutę ze szpitala w Myszkowie do szpitala w Częstochowie, gdzie lekarz skierował ją do stacji dializ w Zawierciu, czyli tam, gdzie zaraziła się koronawirusem.

- Najgorsza jest bezradność. Dzwonimy gdzie tylko się da, słyszymy obietnice, że coś się dzieje, a tak naprawdę jesteśmy w niewiadomej. Nie wiemy, co będzie dalej, gdzie będzie kolejna dializa, co jeśli stan mamy się pogorszy? Dla nas to bardzo ciężki czas – podkreśla córka chorej.

Zobacz też: Dializa w czasie pandemii. O czym chorzy muszą pamiętać?

300 km i dalej nic

Po 24 godzinach walki o życie i przejechanych prawie 300 km pani Danuta trafiła do stacji dializ w Zawierciu. Razem z nią także inny pacjent zarażony wirusem. Niestety, mimo dializy zmarł.

- Cały czas jestem spięta. Mam w sobie dużo niepewności i złości. Nie spodziewałam się, że taka sytuacja może nas spotkać teraz, gdy tak dużo mówi się o trosce o drugiego człowieka – zaznacza córka pani Anny.

W województwie śląskim dializowanych jest około 2700 osób. Mimo to, żadna ze stacji dializ nie została wyznaczona przez wojewodę, do wykonywania zabiegów pacjentom z koronawirusem, takim jak pani Danuta.

- Nie dostaliśmy zgłoszenia od tej pacjentki, że czegoś zabrakło. Problem jest w tym, że od trzech tygodni jest epidemia, na którą nikt nie był przygotowany – komentuje Alina Kucharzewska, rzecznik prasowy wojewody śląskiego.

Sytuacją na Śląsku zdumiony jest prof. dr hab. med. Ryszard Gellert, konsultant krajowy ds. nefrologii.

- Jeżeli dyrektor szpitala ma własny pomysł, konsultant wojewódzki ma inny, a wojewoda jeszcze inny to nic dobrego z tego nie wyniknie – zaznacza i dodaje: Wszyscy wiemy, że w szpitalu, o którym rozmawiamy jest stacja dializ, ale dyrektor szpitala zajął stanowisko takie, że są przeszkody organizacyjne by ona działała.

- Nie chcę żeby moja mama przez zaniechania ludzkie tworzyła statystykę, bo potem ktoś powie, że mama nie zmarła na COVID-19, tylko na choroby współistniejące. Taki będzie finał tej historii – kończy pani Urszula.

Pani Danuta przejechała karetką prawie 500 kilometrów. Ostatecznie dializę przeprowadzono w szpitalu w Starachowicach. Po dwóch tygodniach 75-latka trafiła do szpitala jednoimiennego w Raciborzu, gdzie możliwa jest hospitalizacja osób dializowanych i jednocześnie chorych na koronawirusa. Kobieta czuje się dobrze i jej stan jest stabilny.

Zobacz także: Oddawanie krwi w czasie pandemii koronawirusa. Jak to wygląda?

podziel się:

Pozostałe wiadomości