Czy zakonnik molestował dzieci w podziemiach kościoła? Były ministrant: Ten ból jest niemożliwie bolesny

TVN UWAGA! 348004
Zdaniem prokuratury franciszkanin z Bytomia miał przez lata molestować ministrantów. Dla kilku z nich wspomnienia są na tyle bolesne, że już kilkukrotnie podejmowali próby samobójcze. Duchowny oczekuje w areszcie na proces i nadal utrzymuje, że dzieci wszystko wymyśliły.

Duchowny miał molestować i rozpijać ministrantów, a także więzić ich w podziemiach kościoła. Przypominamy reportaż Uwagi! >

Nikt niczego nie widział

Mimo że gehenna dzieci miała trwać latami, nikt z zakonników niczego nie zauważył. Rodzice ofiar, w tym mama niepełnosprawnego Kamila, nadal nie mogą otrząsnąć się z traumy.

- Nie wiadomo, co przyniesie następna chwila. Jest dobrze, a za chwilę wzywamy pogotowie i jest kolejny raz szpital. To jest tak, jakby Kamil był noworodkiem, a nawet przy noworodku wydaje mi się, że jest mniej pracy niż przy synu. Nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. Wydawało się już, że wszystko jest w porządku, a po chwili się okazało, że jest po kolejnej próbie samobójczej – opowiada pani Ewa.

Do sądu trafił właśnie akt oskarżenia, ale zakonnik dalej twierdzi, że jest niewinny. To właśnie obawa długiego procesu pchnęła Kamila do kolejnej próby samobójczej.

- Dostałem wezwanie na sprawę i przerosło mnie to. Mam teraz podpiętą maszynę do mierzenia ciśnienia, bo coś mam też z sercem – wyznaje Kamil.

Wypis po trzech dniach

Lekarze ze szpitala, w którym przebywał 17-latek, stwierdzili, że pacjent jest na tyle zdrowy, że po trzech dobach wypisali go do domu.

- Lekarz powiedział, że syn ma brać tabletki na ciśnienie, a nie tabletki uspokajające – opowiada pan Andrzej, ojciec Kamila. I dodaje: - Moim zdaniem syn został wyrzucony ze szpitala. Powinien dłużej być na obserwacji i dalszej diagnozie. Widzę, że on nie jest na tyle pewny siebie, żeby normalnie funkcjonować. Boję się o stan zdrowia syna, żeby piąta próba nie była jego ostatnią.

Jak decyzję o wypisie komentuje przedstawicielka szpitala?

- Nie wiem, jakie zalecenia wypisali lekarze. Trudno mi podważać ich decyzje – mówi Kornelia Cieśla, dyrektor Szpitala Specjalistycznego nr 2 w Bytomiu.

- Myślę, że gdyby Kamil dostał odpowiednią opiekę medyczną i ktoś naprawdę się przyłożył, byłoby zupełnie inaczej – odpowiada pani Ewa, matka 17-latka.

Kolejna ofiara

W szpitalu Kamil spotkał chłopca, który miał być kolejną ofiarą tego samego księdza.

- Chłopak pojechał do psychiatryka, bo miał już trzecią próbę samobójczą. Szkoda mi go – opowiada Kamil.

Chłopiec, który dzielił z Kamilem salę w szpitalu, miał 8 lat, gdy – jak mówi – zaczął być wykorzystywany. By wzbudzić zaufanie, zakonnik miał kupować mu drogie prezenty i odwiedzać jego rodziców. Duchowny miał aranżować spotkania, na których miał molestować obu ministrantów jednocześnie.

- Syn już dwukrotnie próbował się powiesić. On nie chce ze mną rozmawiać na ten temat. Pytałam, co mu robił, to odpowiedział, że „wszystko to, co robi kobieta z mężczyzną w łóżku”. Nie pamiętam kiedy spałam całą noc. Śpię po 2, 3 godziny. Ostatnio nawet klamki z okien powykręcałam, bo bałam się, że syn sobie coś zrobi – mówi pani Bożena, matka chłopca. I dodaje: - Syn zgłaszał mi, że potrzebuje psychoterapeuty, psychiatry, psychologa. Dzwoniłam do przychodni, do ośrodków, ale najbliższe terminy były na styczeń 2023 roku.

Delegat

Kiedy Kamil znalazł się w szpitalu, bezskutecznie próbował skontaktować się z delegatem do spraw ochrony dzieci i młodzieży. Jest nim zakonnik, który studiował filozofię i jest wykładowcą w seminarium. Filmy, w których mówi o ważnych wartościach, chętnie umieszcza w sieci.

- Delegat to spraw dzieci i młodzieży musi być człowiekiem bardzo wrażliwym i delikatnym. Musi chcieć i potrafić każdego wysłuchać. To niesamowite zadanie – mówi na jednym z filmów.

Wysłaliśmy do delegata maila z prośbą o spotkanie przed kamerą, jednak odmówił, zasłaniając się trwającym śledztwem.

Wielokrotnie próbowaliśmy także umówić się z przełożonym zakonników, czyli ministrem prowincjalnym. Ten jednak nie odebrał telefonu, ani nie odpowiedział na nasze pismo.

Duchowny z Bytomia oczekuje na proces w areszcie i nadal utrzymuje, że dzieci wszystko wymyśliły. Na połowę lutego zaplanowano pierwszą rozprawę. Po naszej interwencji delegat do spraw ochrony dzieci i młodzieży zaoferował Kamilowi pomoc Fundacji Św. Józefa.

- Czasami nie wytrzymuję tego bólu od środka. Ten ból jest niemożliwie bolesny, nie potrafię go opanować. Nie umiem myśleć, co będzie dalej. Nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości – wyznaje Kamil.

podziel się:

Pozostałe wiadomości