Wziął narkotyki, próbowali go ratować. "Wpadłam tam, wiedziałam że nie żyje"

TVN UWAGA! 242590
Miał 19 lat, zdaną maturę i wiele życiowych planów. Na początku sierpnia trafił do szpitala, bo rodzice podejrzewali u niego zatrucie środkami odurzającymi. Badania wykazały w jego organizmie obecność narkotyków, ale lekarz nie zatrzymał go na obserwację. Nastolatek wrócił do domu, gdzie rozegrał się dramat. O tej sprawie widzowie zaalarmowali nas przez #tematdlauwagi.

Do tragedii doszło w sierpniu. To wtedy matka 19-letniego Karola weszła do jego pokoju i zastała tam syna w niepokojącym stanie.

- Całkowicie nieobecny, w ogóle nie wiedział, co się dookoła niego dzieje. Na początku czekałam, myślałam, że może mu to przejdzie. Okazało się, że sytuacja się nie zmienia - relacjonuje Iwona Puczko, mama Karola. - Oczy dziwne, wpatrzone w jeden punkt i: "co, co". W taki sposób się zachowywał - mówi Sławomir Puczko, ojciec chłopaka.

"Wypadły trzy torebki"

- Niebieski kosz stał pod jego biurkiem. Wysypałem zawartość tego kosza na podłogę, wypadły takie trzy torebki - wspomina pan Sławomir.

Rodzice Karola znaleźli w koszu na śmieci opakowania po dopalaczach, dlatego bez namysłu skontaktowali się z pogotowiem ratunkowym. Po konsultacji z dyspozytorem sami zawieźli syna na szpitalny odział ratunkowy w Białej Podlaskiej.

- Na SOR-ze kompletnie nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie odzywał się cały czas - opowiada pani Iwona. A jej mąż dodaje, że pokazali lekarzowi torebki, które znalazł u syna, ale zostało to zlekceważone. - Spojrzał tylko, wzruszył ramionami, odwrócił się i poszedł - mówi pani Iwona. Jak dalej relacjonuje, lekarz zlecił badania i podanie płynów jej synowi.

Badania moczu Karola wykazały obecność śladowych ilości marihuany i ekstazy. Pozostałe wyniki badań nie budziły żadnych podejrzeń o zły stan zdrowia pacjenta, dlatego lekarz wypisał go ze szpitala.

- Próbowaliśmy coś jeszcze powiedzieć, że to się nigdy nie zdarzyło, że wydaje nam się że stan jest poważny, ale on w ogóle nie reagował. Kazał nam go zabierać do domu - mówi pan Sławomir.

"Wiedziałam, że nie żyje"

Karol opuścił SOR po niespełna dwóch godzinach. Po powrocie do domu jego stan nieco się poprawił.

- Staraliśmy się mu wytłumaczyć, że będziemy go wspierać we wszystkim, cokolwiek się nie stanie. On rozpłakał się i jakimś cudem podszedł do mnie, przytulił się i powiedział: "mamo, kocham cię, dziękuję ci za wszystko", podszedł do ojca i mówi: "tato, jak to dobrze, że jesteś". Płakał cały czas, mówił: "jak to dobrze, że ja was mam" - opowiada pani Iwona.

Godziny, o której Karol położył się spać, państwo Puczkowie nie znają. - Na pewno do północy było wszystko w porządku - mówi pan Sławomir.

- Obudziłam się, zastanowiła mnie taka cisza w pokoju. Wpadłam tam i jak spojrzałam na syna, wiedziałam że nie żyje - relacjonuje matka chłopaka.

"Odgrywał takiego twardziela"

Kilka tygodni wcześniej Karol ukończył naukę w jednym z bialskopodlaskich liceów. Według dyrektora szkoły 19-latek niczym szczególnym się nie wyróżniał, natomiast miał problemy, z którymi zwracał się do wychowawcy i pedagoga.

- To były problemy, które pojawiły się w drugim semestrze klasy drugiej. Były związane z chorobą mamy - mówi Stanisław Romanowski, dyrektor IV LO im. Stanisława Staszica w Białej Podlaskiej. Jak wspomina, odbijało się to na psychice ucznia, ale na oceny się nie przełożyło. - Bał się tego, czy mama wyzdrowieje, jak będzie przebiegało leczenie. Przejmował się tym bardzo - twierdzi pedagog szkolna Beata Pawluk.

- Widać było po nim. Był nieswój, taki rozdrażniony czasami - mówi matka chłopaka i dodaje: - Przede mną starał się nie pokazywać tego, że jest mu z tą moją chorobą źle i bardzo ciężko. Odgrywał przede mną takiego twardziela, ale wcale taki nie był.

"Mamy wyrzuty sumienia"

Pani Iwona przyznaje, że wyczuwała czasem zapach marihuany, ale "nie było to często". - Rozmawialiśmy z nim, ale jako człowiekowi dorosłemu co mogliśmy zrobić? - pyta.

A pan Sławomir wspomina, że czasami syn "jakby drżał". - Trzęsły mu się ręce, taki był spięty. Mówił, że się denerwuje, często zwalał to na szkołę, na tę maturę. Niechętnie chodził do tej szkoły - twierdzi.

Innego zdania jest jednak dyrektor placówki. - Karol bardzo chętnie przebywał w szkole. Angażował się w prace koła teatralnego, nie występował, ale pomagał przy sprzęcie technicznym, ustawieniu świateł, nagłośnieniu - opowiada Stanisław Romanowski.

Ojciec chłopaka wspomina, że rozmawiał z synem i zawsze starał się zapewnić mu wszystko, co niezbędne do nauki i pracy. - Tłumaczyłem, że nie pieniądze są najważniejsze, tylko to, co potrafisz robić, jak to zrobisz - mówi pan Sławomir. Przyznaje jednak, że kontakt z synem miał średni. - Sporo pracy poza domem, syn zostawał sam. Na pewno nie było najlepiej wtedy, kiedy żona była w szpitalu - mówi.

Pani Iwona wspomina natomiast, że - jak w każdym domu - zdarzały się kłótnie między nią a mężem i syn mógł to przeżywać.

- Chyba oboje mamy te same wyrzuty sumienia, że mu nie pomogliśmy wtedy, kiedy od nas tej pomocy oczekiwał - mówi kobieta.

"Wielkie nieszczęście, że ten młody człowiek zmarł"

Karol zmarł niespełna 12 godzin po wyjściu ze szpitala. Lekarz, który zajmował się nastolatkiem na SOR-ze, nie zgodził się na rozmowę z nami, tłumacząc to postępowaniem prokuratorskim, które ma wyjaśnić okoliczności śmierci chłopaka. Według ustaleń dyrekcji placówki, lekarz nie popełnił błędu, wypisując Karola ze szpitala.

- To jest wielkie nieszczęście, że ten młody człowiek zmarł - mówi Dariusz Oleński, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej i tłumaczy: - Powołaliśmy zespół lekarzy, którzy analizowali dokumentację medyczną, jaka powstała w momencie przyjmowania tego młodego pacjenta, i jednoznacznie stwierdzili, że wyniki badań, które zostały wykonane, i obraz kliniczny tego pacjenta absolutnie nie wskazywały na to, że powinien tutaj pozostać. Natomiast my nie wiemy, co się stało od momentu, kiedy wyszedł ze szpitala o godzinie 17, do momentu, kiedy zmarł.

Tego, że syn zażył środki odurzające tuż przed położeniem się spać, nie wyklucza matka chłopaka. - W pokoju znaleziono następnego dnia klonazepam [silny lek psychotropowy - red.] i tam w blisterku brakowało dwóch tabletek - wspomina pani Iwona i zaznacza, że nie wiadomo, czy jej syn przyjął lek. - To jest takie moje odczucie, że jeżeli to wziął, to pomogło mu to łagodnie odejść z tego świata - mówi.

Lubelska Prokuratura Regionalna wyjaśnia, co było przyczyną śmierci 19-letniego Karola. Śledczy ustalają także, czy ze strony lekarza, dyżurującego na szpitalnym oddziale ratunkowym, doszło do zaniedbania i czy mogło to doprowadzić do śmierci pacjenta.

podziel się:

Pozostałe wiadomości