Goliata zaadoptował syn pani Ewy Szubińskiej. Pani Ewa rok wcześniej adoptowała z Cichego Kąta Moirę. Początkowo syn mieszkał osobno, ale po jakimś czasie wprowadził się do rodziców, i psy wychowują się razem. Pani Ewa na początku bała się amstaffa, oba psy długo chodziły w kagańcach. A syn po prostu pojechał do schroniska, bo chciał mieć psa, wiedział, że z Cichego kąta pochodzi Moira – i że to dobre zwierze. Nie planował, że to będzie amstaff - poraziła go historia, którą opowiedzieli mu opiekunowie w schronisku o przestrzelonej głowie Goliata i sztachecie z gwoździem wbitej w tył czaszki. Pani Ewa mowi, że chce obalić mit o groźnych amstaffach - Goliat jest u niej od trzech lat, większego przytulaki i kanapowca wśród psów nie widziała. Mimo upływu lat, które spędził z nową rodziną, wciąż zdarzają sytuacje, kiedy widać, że się boi - np. stukotu parasola i szelestu worka. Ale powoli widać, że jest coraz spokojniejszy.