Po porodzie z powodu mocnych bólów brzucha pani Agnieszka nie mogła się opiekować córeczką, tak jak koleżanki ze szpitalnej sali, które również rodziły przez cesarskie cięcie. Skarżyła się na bardzo silne bóle. Mimo to została wypisana ze szpitala. Jednak cały czas czuła się fatalnie. O tym, że z panią Agnieszką nie było dobrze i potrzebowała opieki szpitalnej przekonana jest ginekolog, która prowadziła jej ciążę i do której pani Agnieszka przyszła nie mogąc się doprosić pomocy w wołomińskim szpitalu. W sumie cztery razy była odsyłana ze szpitalnej Izby Przyjęć do domu i to mimo drgawek, silnych bólów brzucha i wysokiej temperatury. Wreszcie, gdy kolejny raz zapukała do wołomińskiego szpitala, bo ze szwów na brzuchu sączyła jej się ropa, natychmiast została przewieziona do Kliniki Ginekologii i Położnictwa szpitala Orłowskiego w Warszawie. Jej stan był krytyczny. Lekarze stwierdzili zakażenie całego organizmu. - Lekarze nie dawali mi nawet 1% szansy, że będę żyła- mówi ze łzami w oczach pani Agnieszka. Zdaniem ordynatora oddziału Położniczo-Ginekologicznego szpitala w Wołominie macica pani Agnieszki musiała zostać zaszyta po cesarskim cięciu i dopiero później na skutek infekcji, świeża rana prawdopodobnie się rozeszła. Jednak według Pani Agnieszki nie zrobiono jej podstawowego zabiegu przy cesarskim cięciu, które polega na zaszyciu trzonu macicy. Pani Agnieszka przez zaniedbanie lekarzy przeprowadzających cesarskie cięcie otarła się o śmierć. Jedynym ratunkiem dla chorej kobiety było wycięcie macicy i narządów rodnych. Kobieta nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Mimo dopuszczenia pacjentki do tak ciężkiego stanu, lekarze z Wołomina nie mają sobie nic do zarzucenia. Sprawę narażenia pani Agnieszki na utratę zdrowia i życia bada już prokuratura.