Horror, którym od kilku dni żyje cała Polska, wydarzył się w samo południe. Nagle. Niespodziewanie. – Dziewczynka dostała cios i siłą uderzenia wpadła do księgarni. Mama strasznie krzyczała. Mówiła do niej: „Nie mdlej, nie zasypiaj”. A ona: „ Mamo nie zasypiam.” – opowiada świadek tragedii. Ludzie, którzy byli wtedy obok księgarni opisują, że matka dziewczynki nie krzyczała, ale wyła. - Krew się lała. Podleciałem, powiedziałem: „Dajcie ręcznik”. Przetarłem jej twarz. Dziewczynka zaczęła ze mną rozmawiać, powiedziała, że ma na imię Kamila, że przyszła po książkę. Cały czas mam ją przed oczami: ładna dziewczynka, blondynka, która miała niebieskie oczy – nie kryje emocji Dariusz Surymaj. Po tragedii świadkowie zdarzenia rzucili się w pościg za mordercą. – Zanim zaczął uciekać, porzucił siekierę koło sklepu. Były na niej długie włosy tej dziewczynki. I krew – opowiada Sylwester Adamski. Głos mężczyzny się łamie.
Mieszkańcy miasta znali dziewczynkę praktycznie od urodzenia, bo wtedy rodzice zaczęli walkę o jej życie: stwierdzono u niej niedorozwój lewej komory serca. Przeszła pięć operacji. Po niespodziewanym ataku pod księgarnią, rozpaczliwą próbę uratowania jej życia rozpoczęli ratownicy medyczni. Helikopterem przetransportowano ją do szpitala w Wałbrzychu, gdzie mimo kilkugodzinnej walki Kamila zmarła. W grudniu skończyłaby 10 lat.
- To najgorsza zbrodnia, jaką zajmowałam się w całym swoim zawodowym życiu. Przeżyłam to bardzo – mówi Helena Bonda z Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze. - Wszystkie inne zabójstwa mają jakiś motyw. A on nie znał tej rodziny, zrobił to bez powodu. Radosne dziecko, wróciło z wakacji, szykowało się do szkoły. I straciło życie – dodaje prokurator Bonda.
Sprawca – 27-letni Samuel N. - ukończył studia licencjackie we Wrocławiu, jednak miał problemy ze znalezieniem stałej pracy. W prokuraturze zeznał, że dzień przed morderstwem dostał list z urzędu pracy z odmową prawa do zasiłku, co go bardzo zdenerwowało. Śledczym opowiadał potem – ważąc słowa – że rano, w dniu morderstwa zjadł „niepełne śniadanie”, po czym „będąc bardzo sfrustrowanym” uznał, że pójdzie kogoś zabić. Zabrał siekierę, schował ją do reklamówki, „zrobił kilka rund w centrum miasta”, po czym poszedł do urzędu miasta. – Chodził po korytarzach z zamiarem, że kogoś zabije. Mówił nam o tym bardzo wyraźnie. W jednym z biur zobaczył, że siedzi sama kobieta. Wszedł do tego biura i polecił jej zamknąć drzwi. Kiedy odmówiła, zapytał, czy ma to zrobić siłą. Kobieta stanęła w progu drzwi. Nakazano mu opuszczenie budynku biura pracy. Ta kobieta była celem. Otarła się o śmierć – opowiada prokurator Bonda. W mieście Samuel N. zobaczył nieznajomą kobietę z dzieckiem. Wyciągnął siekierę i obiema rękami uderzył Kamilę w głowę.
Rodziny mężczyzny nie ma w domu. Sąsiedzi twierdzą, że przestraszyli się i wyjechali z miasta. O Samuelu N. opowiada nam jego koleżanka ze szkoły. - To był bardzo cichy, skromny człowiek. Zamknięty w sobie. Miał tiki, przeklinał pod nosem, mruczał. Dlatego śmiali się z niego. Wiecznie był obiektem kpin – mówi Monika Kulpa Kądziołka. Twierdzi, że rodzice „krótko go trzymali”. - Musiał być zawsze na pierwszym miejscu, mieć najlepsze oceny. Bał się rodziców – dodaje kobieta.
Jutro Samuel N. będzie miał pierwsze badanie psychiatryczne. Specjaliści mają ocenić, czy w momencie zadawania ciosu dziewczynce był poczytalny. Został odizolowany od społeczeństwa i aresztowany na trzy miesiące.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.