Horror Oliwii

TVN UWAGA! 219447
4-letnia Oliwia była systematycznie katowana. Tamtego dnia ciosy nie ustały nawet po tym, jak dziewczynka uderzyła głową o półkę. Dziecko zmarło na kilka godzin zanim matka przyniosła je do szpitala. To, co przeżyło przed śmiercią, trudno sobie nawet wyobrazić: ślady krwi zostały na ubraniach, poduszce, a nawet na ścianie.

Reporter UWAGI! rozmawiał z Grzegorzem Nalepką, mężem matki Oliwii. Kobieta niedawno rozstała się z nim, zabrała córkę i wyjechała z Gliwic.

Znajomości z internetu

- To był pokój dzieci, obydwie tu mieszkały - płacze mężczyzna i pokazuje wykonane dwa lata temu zdjęcie Oliwii. Dziewczynka jest na nim uśmiechnięta, tuli do siebie misia. - Wszystko było dobrze! Ja chodziłem do pracy. Urodziła nam się Wiktoria, tacy byliśmy szczęśliwi. W czerwcu dostaliśmy to mieszkanie, o które ja się starałem. Wymalowałem je, umeblowałem. Dzieci miały wszystko - przekonuje pan Grzegorz.

Kiedy mężczyzna poznał o kilkanaście lat młodszą od siebie Joannę, kobieta była ona już w ciąży z innym mężczyzną. Mimo że nie był biologicznym ojcem Oliwii, twierdzi, że kochał ją jak własne dziecko. Ze związku z Joanną urodziła mu się druga, o rok młodsza dziewczynka, Wiktoria. Zdaniem pana Grzegorza wszystkie problemy zaczęły się, kiedy jego żona zaczęła nawiązywać nowe znajomości na portalach społecznościowych. - Kontaktowała się z mężczyznami z całej Polski. Przestała zajmować się dziećmi. Przychodziła do domu z kochankami - opowiada.

W końcu opuściła męża. - Powiedziała, że jest jeszcze młoda i musi się wyszaleć. I że Oliwi nie dostanę, bo ona nie jest moim dzieckiem. Gdybym był wtedy bardziej stanowczy, to ona by do dziś żyła - nie przestaje rozpaczać mężczyzna.

"Bardzo cierpiała"

Kobieta wniosła sprawę o rozwód i wyjechała, zabierając ze sobą czteroletnią Oliwię. Dwa miesiące temu zamieszkała z nowym partnerem w Łodzi. Kiedy wychodziła z domu, córka zostawała w mieszkaniu pod opieką jej konkubenta. Horror, jaki przeżywało dziecko, trudno sobie nawet wyobrazić.

- Dziewczynka była ofiarą drastycznej przemocy co najmniej od kilkunastu dni przed śmiercią. Nie ulega wątpliwości, że bardzo cierpiała. Musiała odczuwać silny ból, wynikający m.in. ze złamania jednego z żeber i łokcia - mówi nam Krzysztof Kopania z prokuratury okręgowej w Łodzi i dodaje, że Oliwia miała sińce na całym ciele. - U dziewczynki ujawniono też bardzo rozległe obrażenia wewnętrzne z rozerwaniem krezki jelita włącznie. O poziomie stosowanej przemocy świadczą m.in. ślady krwi, które były w mieszkaniu. Znajdowały się one na poduszce, ubrankach dziewczynki. Plama krwi widoczna była także na ścianie - mówi prokurator Kopania.

Przyniosła martwe dziecko

Ten dramat zakończył się śmiercią dziecka. Na początku grudnia matka przyniosła martwą dziewczynkę na pogotowie. Próbowała przekonać lekarzy, że Oliwia spadła z huśtawki, jednak ci, którzy widzieli jej zwłoki, nie mieli żadnych wątpliwości, co przeżyła przed śmiercią. – Bezbronne dziecko zostało skatowane przez dorosłych, a potem przywiezione do nas - mówi Edyta Wcisło, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Lekarze natychmiast zawiadomili o sprawie policję.

Matka dziewczynki dostała zarzut narażenia dziecka na utratę zdrowia i życia, za co grozi jej do 5 lat więzienia. Dla konkubenta kobiety prokurator może domagać się nawet dożywocia. Mężczyzna usłyszał zarzuty zabójstwa i znęcania się ze szczególnym okrucieństwem.

W to, że mógł doprowadzić do śmierci dziecka, nie wierzą jego matka i siostra. - Owszem, nieraz krzyknął. Ale nie robił jej krzywdy! - twierdzi matka mężczyzny. - Syn jest niewinny. Gwarantuje - dodaje stanowczo. Joanny broni jej matka. - To na pewno nie jej wina! Dziewczynki były uśmiechnięte i mówiły do niej "mamusiu" - mówi Barbara Schneider.

Przyznał się

W prokuraturze 33-latek przyznał się do zarzutów. Śledczym opowiadał beznamiętnie, że bił dziewczynkę, bo przeszkadzał mu jej płacz. - W dniu śmierci dziewczynki mężczyzna uderzył ją, ona jednak nie wykonywała jego poleceń, więc chwycił ją i dwukrotnie z dużą siłą rzucił o łóżko. Dziewczynka uderzyła głową w drewniane półki. Pomimo, że dziecko opadło z sił, ciągle było bite - relacjonuje prokurator Kopania.

Dodaje, że mężczyzna nie wykazywał skruchy. - Aczkolwiek stwierdził, że nie chciał dziecka zabić - zaznacza prokurator. Bardzo opanowana była też matka Oliwii. Ona z kolei mówiła śledczym, że chciała odejść od konkubenta i wrócić do Gliwic, ale nie miała pieniędzy na bilet.

"Gdybym mógł cofnąć czas"

- To wyrodna matka po prostu. To dziecko nikomu nic nie zrobiło! Gdybym mógł cofnąć czas, ograniczyłbym jej prawa rodzicielskie - płacze pan Grzegorz.

Sąd rodzinny uznał, że mężczyzna nie był w stanie samodzielnie zajmować się trzyletnią Wiktorią i tymczasowo zdecydował o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej. Sprawa rozwodowa wciąż jest w toku i pan Grzegorz zapowiada, że będzie walczyć o prawo do opieki nad córką. Z naszych ustaleń wynika, że matka dziewczynek została drugi raz przesłuchana w sprawie śmierci starszej córki. Według jej kolejnych zeznań ślady świadczące o biciu dziecka widziała już od ponad dwóch tygodni przed śmiercią Oliwii. Natomiast silne bóle brzucha u dziecka, mogące być wynikiem przerwania kreski jelita, pojawiły się na kilka dni przed tragedią. Jednak kobieta nie zrobiła nic, aby jej dziecko otrzymało pomoc medyczną.

podziel się:

Pozostałe wiadomości