Samobójstwo nastolatka w Centrum Interwencji Kryzysowej

TVN UWAGA! 135138
16-letnie dziecko targnęło się na własne życie. Tą tragedią do dziś żyje cała Polska, bo stało się to w Centrum Interwencji Kryzysowej. W miejscu, które ma zapewniać pomoc ludziom w ciężkiej sytuacji. W takiej znalazła się właśnie matka samotnie wychowująca czwórkę dzieci. Sebastian był jej najstarszym dzieckiem. Dlaczego nie żyje?

Pani Agnieszka wynajmowała pokój w Suwałkach. Mieszkała tu z czwórką dzieci. Ponieważ zalegała z czynszem, musiała się wyprowadzić. 31 grudnia trafiła do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Kilka tygodni wcześniej sąd zdecydował, że odbierze kobiecie czwórkę dzieci. - Było to wynikiem przeprowadzonego postępowania sądowego, które wykazało, że pani Agnieszka jest osobą niewydolną wychowawczo. Nie zapewniała swoim dzieciom podstawowych potrzeb życiowych. Ta sytuacja trwała i przez kilkanaście lat się nie zmieniała – mówi Marcin Walczuk, rzecznik Sądu Okręgowego w Suwałkach. Siódmego stycznia rozpoczęła się procedura odbierania dzieci. Jak twierdzi Pani Agnieszka, dyrektor placówki opiekuńczo-wychowawczej najpierw, pod jej nieobecność, zabrał 12-letnią Sandrę, potem próbowano zabrać do placówki również 16-letniego Sebastiana. - Nikt nie był przy nim. Nie było ani kuratora, ani psychologa, ani pedagoga. Dziecko na tę rozmowę nie było przygotowane – opowiada matka chłopca, Agnieszka Krysio. Matka Sebastiana zapewnia, że sama mogła odprowadzić dzieci do placówki opiekuńczej, tym bardziej, że znajdowała się ona zaledwie kilka metrów od Centrum Interwencji Kryzysowej. Jednocześnie podkreśla, że w tym trudnym momencie nie otrzymała wsparcia psychologa ani asystenta rodziny. Na miejscu nie było też kuratora. - Kurator nie uczestniczył i w świetle obowiązujących przepisów nie miał prawa uczestniczyć w tej rozmowie. W tej sprawie nie był wdrożony tryb przymusowego odebrania dzieci – mówi Marcin Walczuk, rzecznik Sądu Okręgowego w Suwałkach. Rodziną nie zaopiekował się również psycholog, ani żaden pedagog. - Pani psycholog była na urlopie. Rodzina została przyjęta tylko do hostelu. Nie dobrze się stało, że to akurat nasza placówka miała w dniu siódmego stycznia wolne miejsca. A nie było nikogo, kto mógłby się tą rodziną zająć. Ale nie ma też jasnych procedur, kto ma odbierać te dzieci, kto ma przy tym asystować – komentuje sytuację Wiesława Kwaterska, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Suwałkach. Pracowników pomocy społecznej zabrakło nie tylko w najważniejszym momencie życia Sebastiana. Zabrakło ich w samym momencie tragedii, kiedy chłopca być może można było uratować. Nie było ich na pogrzebie dziecka. Zabrakło ich przy matce w trudnych dniach po śmierci syna.

podziel się:

Pozostałe wiadomości