Pilnują prawa, czy je naginają?

TVN UWAGA! 183780
Pan Piotr zauważył, że prowadzący samochód policjanci, łamią przepisy ruchu drogowego, m.in. przejeżdżają obok szkoły z prędkością ponad 90 km/h! Mężczyzna zarejestrował sytuację, po czym poinformował o sprawie funkcjonariuszy na najbliższym komisariacie. Efekt? Sprawa sądowa, w której oskarżonym jest nagrywający, a nie policjanci!

Tamtego marcowego poranka młody inżynier i właściciel firmy projektującej elektrownie wiatrowe, jechał autem z rodzinnej Łodzi do Kalisza. Nagle, na wąskiej drodze wyprzedził go dostawczy samochód, który znacznie przekraczał dozwoloną prędkość. Przedsiębiorca zauważył, że nieoznakowane auto ma policyjne tablice rejestracyjne. – A w tym miejscu, jest przecież ograniczenie do 50 km/h i ostrzeżenie, że znajduje się tam szkoła! – mówi Piotr Rudyszyn. I podkreśla, że prowadzony przez policjantów samochód, jechał z prędkością ponad 90 km/h! – Chciałem się zatrzymać i powiedzieć im, jak normalnym obywatelom: „Słuchajcie, tu jest szkoła, nie powinniście tyle jechać”. Jeśli człowiek przekracza prędkość, ma gdzieś z tyłu głowy, że poniesie konsekwencje. Z policjantami jest tak, że oni tych konsekwencji nie poniosą. Czują się bezkarni – mówi pan Piotr. Kiedy samochód nieco zwolnił, mężczyzna wyminął go i zatrzymał pojazd. Policjanci również się zatrzymali. – Wyszedłem z wozu i zapytałem policjanta, dlaczego jechał tak szybko i powiedziałem, że mam to zarejestrowane na kamerze. I, że mam zarejestrowaną prędkość. Chciałem mu to nawet pokazać. W tym momencie pan zamknął okno, powiedział, że nie może ze mną rozmawiać i pojechał dalej – relacjonuje pan Piotr, który bezpośrednio po tej sytuacji, pojechał na komisariat w najbliższym miasteczku i złożył doniesienie na funkcjonariuszy, którzy łamią prawo i stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa. Przekazał też dane z zamontowanych w swoim aucie urządzeń. – Kiedy przyjechałem na komendę, wszyscy już czekali na „tego, który zajeżdżał drogę policjantom.” Już wtedy miałem złe przeczucia, jak to się może skończyć – mówi mężczyzna.

Jego podejrzenia okazały się ze wszech miar zasadne. - Ten pan popełnił szereg wykroczeń na drodze! Czynności wyjaśniające pozwoliły na skierowanie do sądu wniosku o ukaranie kierującego samochodem Volvo – słyszymy od Adamy Kolasy z Wojewódzkiej Komendy Policji w Łodzi. Co ciekawe, sprawa policjantów, do sądu nie trafiła. - Z uwagi na brak danych uzasadniających podejrzenie popełnienia tego wykroczenia – twierdzi Kolasa.

Po kilku miesiącach, od wydarzenia na drodze, Piotr Rudyszyn otrzymał wezwanie na policję celem złożenia zeznań. Ku jego zdumieniu nie był już jednak w tej sprawie świadkiem, lecz obwinionym! I to o cały szereg niebezpiecznych drogowych wykroczeń. Miał m.in. rozmawiać przez telefon, trzymając go przy uchu. – A w moim samochodzie jest zestaw głośnomówiący! – odpowiada mężczyzna. Drugi zarzut, to przejechanie przez linię ciągłą. - Tyle, że na tym całym odcinku nie ma ani jednej linii ciągłej! Trzeci zarzut jest taki, że miałem wyprzedzać samochód policyjny i hamować. To bez sensu. Nikt normalny nie będzie zajeżdżał drogi, po czym nie pojedzie na policję i nie doniesie na siebie! – irytuje się pan Piotr.

Co ciekawe, nikt nie zainteresował się faktem, że pan Piotr, chcąc rejestrować poczynania samochodu prowadzonego przez policjantów, jechał z niedozwoloną prędkością! – Mógłbym zapłacić za to mandat. Ale chciałbym, żeby zapłacili też policjanci – podkreśla pan Piotr.

Od policjantów słyszymy, że wątek prędkości nie był brany pod uwagę, ponieważ „urządzenie za pomocą, którego zostało zarejestrowane rzekome wykroczenie, nie posiadało legalizacji, ani cech identyfikacyjnych, jakie powinno posiadać zgodnie z ustawą o policji i prawie o ruchu drogowym, jeśli miałoby to być urządzenie do pomiaru prędkości”. - To urządzenie nie stanowi wartości dowodowej w sądzie – upiera się Adam Kolasa. I przekonuje, że na podstawie nagrania, nie można oszacować prędkości, z jaką poruszał się samochód, prowadzony przez policjantów. Innego zdania jest Piotr Korobczuk, biegły sądowy z zakresu motoryzacji. – Między słupkami jest 100 metrów, pojazd policyjny pokonał ten dystans w 6 sekund. Mamy czas, drogę, jesteśmy w stanie ustalić prędkość – mówi, oglądając nagrania razem z reporterem UWAGI! – Standardem w tego typu sytuacjach, powinno być sprawdzenie każdej informacji. W tym konkretnie przypadku wydaje mi się, że pominięto ten podstawowy standard: „Sprawdź, a dopiero później formułuj wnioski” – dodaje Korobczuk.

Policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie Piotra Rudyszyna. Grozi mu wysoka grzywna. Sędzia od razu zrobiła to, czego nie zrobiła policja: powołała biegłego, by ocenił, czy funkcjonariusze przekroczyli dozwoloną prędkość.

Sprawa ciągnie się już dwa lata. Proces - od miesięcy. Wszystko, dlatego że do sądu nie przychodzili policjanci, a biegły spóźniał się z wykonaniem swojej pracy. Mimo wielu nieprzyjemności, pan Piotr twierdzi, że nie żałuje swojej interwencji. – Warto pokazać stróżom prawa, że są od pilnowania prawa a nie jego naginania. Mimo wszystko - podsumowuje.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości