Horror na warszawskiej Pradze

TVN UWAGA! 185548
Magdalena M., najpierw z zimną krwią, zabiła Paulinę L., a następnie – by zatrzeć ślady – podpaliła mieszkanie. – Znała swoją ofiarę, musiała wiedzieć, że w mieszkaniu są dzieci – podkreśla prokurator. Ośmioletnią dziewczynkę i jej rocznego braciszka znaleziono potem leżących na podłodze. Byli ubrani w piżamki.

Policję wezwali mieszkańcy kamienicy. Najpierw wydawało się, że cała trójka zginęła w efekcie pożaru. Ale okazało się, że na ciele 26-letniej Pauliny są obrażenia, cięcia. Jedno z nich, szczególnie długie, wzdłuż szyi. – Ono naruszyło tchawicę. Można zakładać, że przyczyną śmierci było wykrwawienie. Jeśli chodzi o sekcję zwłok tegorocznego chłopca i 8-letniej dziewczynki, to wskazywało ono, że mamy do czynienia z zaczadzeniem – mówi Mariusz Piłat z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga-Północ.

Wciąż niewyjaśnione pozostaje, kiedy doszło do pożaru w mieszkaniu. Ciała odnalazł wujek dziewczynek i to on wezwał policję. Po przyjeździe na miejsce straży pożarnej, po pożarze zostały jedynie ślady. - Były dwa ogniska pożaru, jedno w pobliżu butli gazowej, która - na skutek pożaru - została okopcona - mówi st. kpt. Artur Laudy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie.

Czyli ktoś zapalił ogień po to właśnie, żeby butla wybuchła? – dopytuje reporter UWAGI! - Można tak myśleć – odpowiada Laudy.

Mieszkańcy kamienicy uważają, że dzieci można było uratować. Podkreślają, że wzywali strażaków już kilkanaście godzin wcześniej. – O 1. w nocy obudził mnie smród. To były palone kable, ciuchy, plastik – relacjonuje jedna z mieszkanek, która wezwała pomoc. – Ale strażak powiedział, że on tutaj nic nie czuje. Dostałam od niego „ochrzan”. A smród było czuć ewidentnie! Mimo to, nie słyszałam, żeby strażacy weszli do jakiekolwiek mieszkania, żeby pukali w jakiekolwiek drzwi – opowiada kobieta.

Strażacy potwierdzają: po pierwszym przyjeździe na miejsce nie wyczuli zapachu spalenizny. Ich wewnętrzna komisja stwierdziła, że działali prawidłowo. - Było czterech ludzi, którzy chodzili od drzwi do drzwi. Obwąchiwali i sprawdzali temperaturę tych drzwi – twierdzi Laudy. Dodaje, że również strażaków śmierć Pauliny i jej dzieci ogromnie poruszyła.

Mieszkańcy warszawskiej Pragi wciąż żyją tą tragedią. – Paulina to była dziewczyna, która wszystkim wokół pomagała. Normalna kobieta, z dwójką dzieci. Nikomu niczego złego nie zrobiła. Można się jej było wygadać, potrafiła wysłuchać – mówi siostra kobiety. Wokół niej ponury obraz, typowy dla tej dzielnicy: zaniedbane podwórka, odrapane budynki. – Tutaj mieszkają normalni ludzie, tylko warunki mają nienormalne – komentuje Alicja Krajewska, społeczniczka z Pragi.

Po morderstwie policjanci zatrzymali siedem osób z kręgu rodziny i znajomych Pauliny. Po kilku dniach do dokonania zbrodni przyznała się jej znajoma, 32-letnia Magdalena M. – Kiedy przyszła do mieszkania, doszło do sprzeczki – opowiada Laudy. - Była osobą bliską. Wspólne z ofiarą podejmowała prace dorywcze. Miała świadomość, że w domu są dzieci – dodaje prokurator. Potwierdza też, że Magdalena M. była już wcześniej znana śledczym.

Jak się dowiedzieliśmy, w połowie roku została zatrzymana za napad na salon z automatami do gier. Grożąc nożem zabrała właścicielowi dwa telefony komórkowe. – Od narkotyków siadła jej psychika. Latała z nożem ostatnio – mówią mieszkańcy Pragi. Po czym dodają: - Tutaj nie ma już, po co wracać. Życia tu nie będzie miała.

Magdalena M. przyznała się do zabójstwa. Grozi jej nawet dożywocie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości