- Być może jest też przyczynek do dyskusji, że się nadużywa takiego środka, jak pozbawienie wolności? – mówi Broda. W 2001 roku, jak sam mówi, był w szczytowym momencie swojej zawodowej kariery. Pełnił funkcję generalnego konserwatora zabytków, kandydował też do senatu. Wsławił się ratowaniem niszczejących zabytków, którymi nikt się nie interesował. Kiedy został aresztowany, pod zarzutem korupcji, płatnej protekcji i niegospodarności, miał 43 lata. Sprawa była szeroko komentowana w mediach. Oskarżenie wnosił ambitny prokurator Tomasz Tadla, dla którego była to jedna z pierwszych poważnych spraw. Zarzuty były niebagatelne: w zamian za przyznanie ministerialnej dotacji na remont zabytkowego spichlerza, Broda miał przyjąć łapówkę od biznesmena Krzysztofa Stacherczaka. Dziś o tamtych wydarzeniach, Broda potrafi mówić ze spokojem. Wspomina, że kiedy policjanci przyszli go aresztować, był piątek. Ponieważ był przekonany, że to pomyłka – zakładał, że w poniedziałek przyjdzie do pracy. Kiedy, jadąc w samochodzie razem z policjantami, słyszał w radio, że „policjanci zatrzymali Aleksandra B.” miał wrażenie, że to science - fiction. – Zupełnie jakby oglądał film. Był widzem – wspomina.
Śledczy zainteresowali się pochodzącym z końca XVIII wieku modrzewiowym spichlerzem, który ulegał dewastacji, służąc za magazyn i miejsce libacji. Biznesmen, który go kupił, planował przenieść go w inne miejsce i przywrócić formę z czasów dawnej świetności. Wszystko za zgodą między innymi Aleksandra Brody. Między innymi, ponieważ zgoda konserwatora była jedną z wielu potrzebnych. W momencie aresztowania Brody, jak i biznesmena, który rzekomo wręczył mu łapówkę, spichlerz był rozebrany i pieczołowicie zinwentaryzowany przez wybitnych specjalistów, co jednak nie przeszkodziło policji i prokuraturze wypowiadać się o nim w jednoznacznym tonie. Nazywano go „stertą desek”. Broda wspomina, że już podczas pierwszego przesłuchania, widać było złą wolę śledczych. - Pierwsze pytanie pana prokuratora było takie: „Czy można pokryć budynek strzechą, jeśli ten budynek jeszcze nie stoi”. Powiedziałem, że nie. Na co on pokazał mi fakturę: „Pokrycie dachu”, i pyta mnie, co to jest. Tłumaczyłem, że „pokrycie” można traktować, jako rzeczownik i czasownik. Prokurator chciał udowodnić, że opłacona została czynność, która nie mogła być wykonana, bo budynek jeszcze nie stał. A można przecież na tym etapie zakupić materiał. To logiczne! – opowiada Broda.
Prosto z przesłuchania, konserwator zabytków, został przewieziony do aresztu. Przez 11 miesięcy nikt z nim nie rozmawiał. Nagle, przed Wielkanocą strażnik oznajmił mu, że wraca do domu. - Kiedy już stałem z plastikową torbą on zjawił się znów, powiedział, że to pomyłka i zatrzasnął drzwi. Chcę wierzyć, że to była pomyłka - opowiada Broda.
Proces rozpoczął się po ponad roku a głównym świadkiem oskarżenia okazała się osoba niezrównoważona psychicznie, która najpierw twierdziła, że widziała, jak Broda przyjmujełapówkę, by potem zmieniać, ponownie potwierdzać i odwoływać swoje zeznania. Sprawą zajęła się także Najwyższa Izba Kontroli, która nie potwierdziła oskarżeń prokuratury. Ponadto cały majątek Brody znajdował potwierdzenie w jego dochodach. Oskarżenie o łapówkę upadło, jednak prokurator Tomasz Tadla wciąż upierał się, że doszło do niegospodarności, a zabytkowy spichlerz jest w kompletnej ruinie. Tymczasem, w trakcie procesu, spichlerz trafił w ręce innego właściciela. - W momencie, kiedy przejąłem ten obiekt, był zinwentaryzowany. Wszystko było bardzo dobrze zrobione. Wystarczyło wszystko złożyć. Widać było włożoną w to pracę – mówi Grzegorz Sitak, obecny właściciel spichlerza.
Budynek został w trakcie trwania procesu wpisany do zabytków klasy „0", dostał także nagrodę w konkursie Generalnego Konserwatora Zabytków. Proces przeciwko Aleksandrowi Brodzie trwał jednak w najlepsze. W sumie ciągnął się 14 lat, przechodząc dwukrotnie przez wszystkie instancje. Aleksander Broda i biznesmen Krzysztof Stacherczak zostali ostatecznie całkowicie oczyszczeni z wszelkich zarzutów. Wreszcie sąd najwyższy z początkiem 2015 roku odrzucił kolejna kasację prokuratury, nazywając ją „oczywiście bezzasadną". W mocy został utrzymany uniewinniający wyrok sądu okręgowego w Częstochowie. Kilka tygodni temu zapadł też wyrok przyznający Aleksandrowi Brodzie zadośćuczynienie za niesłuszny areszt. Broda żądał 14 milionów, otrzymał ponad milion. - Aleksander B. był generalnym konserwatorem zabytków w randze ministra. Historykiem sztuki, osobą o określonej pozycji. Krzywda, jakiej doznał, była bolesna, poważna. Sąd miał to na uwadze – mówi Bogusław Zając z sądu okręgowego w Częstochowie.
Prokurator Tomasz Tadla, który w trakcie trwania śledztwa przeciwko Brodzie zrobił błyskotliwą karierę, nie zgodził się na rozmowę z nami.
Aleksander Broda wystąpił przeciwko prokuraturze w Katowicach, na drodze cywilnej, o naruszenie dóbr osobistych.