Zwyczajny horror u sąsiadów

Historia stara jak nasza obojętność. Nikt nie zainteresował się, że małe dzieci sąsiadów mają ślady obrażeń. Wystarczyło, że rodzice wyglądali na miłych ludzi. Dziś pięciomiesięczna dziewczynka walczy o życie. Ojciec katował ją i jej starszego brata.

Kilka dni temu do bielskiego szpitala trafiła pięciomiesięczna Andżelika. Dziewczynka była posiniaczona, ledwo oddychała. Na główce dziecka lekarze zauważyli wiele obrażeń świadczących o wcześniejszym maltretowaniu dziecka. W stanie krytycznym przewieziono ją do szpitala w Katowicach. - Kiedy do nas trafiła, była w stanie głębokiej śpiączki, miała drgawki – mówi lekarz. – Stwierdzono rozległe krwawienie okołomózgowe ze śladami krwawienia do tkanki mózgowej i z obrzękiem mózgu. Dwa tygodnie wcześniej do szpitala w Bielsku Białej pogotowie przywiozło braciszka Andżeliki, dwuletniego Jasia. Dziecko miało złamaną kość czaszki. - Dziecko do szpitala przywiózł ojciec – mówi pielęgniarka. – Tłumaczył, że uderzyło się o szczebelek w łóżeczku, a na szyi ma ślady po odciśniętym smoczku. Chłopiec miał z tyłu głowy ogromny krwiak, cała głowa była spuchnięta. Rodzice Andżeliki i Jasia – 30–letni Tomasz B. i jego konkubina od kilku miesięcy wynajmowali mały domek w spokojnej dzielnicy Czechowic-Dziedzic. Ona na targu handlowała sztucznymi kwiatami, on zajmował się dziećmi. Właściciel domu nie wiedział, że Tomasz B. był wcześniej karany za pobicie kobiety i kradzież. Sąsiedzi nie zauważyli u młodego małżeństwa nic, co wzbudziłoby ich niepokój. - Byli spokojni, chodzili z dziećmi na spacery – mówi sąsiadka. – Nie było żadnego pijaństwa, żadnych awantur. Rodzina nie korzystała z pomocy MOPS-u, policja w tym domu nigdy nie interweniowała, w rejonowej przychodni zdrowia matka była z dziećmi wiosną dwa razy. Również najbliższa rodzina ojca nie przypuszczała, by robił krzywdę swoim dzieciom. - Nie widziałam u dzieci żadnych sińców – mówi siostra Tomasza B. – Brat zawsze przytulał Jasia, nosił go na rękach. Od miesiąca do rodziny przychodziła 16-letnia Iza i jej chłopak Mateusz. Pomagali w opiece nad Andżeliką. Widzieli obrażenia u dziewczynki, ale nie wtrącali się w życie rodziny. - Zanim mała pojawiła się w szpitalu działy się z nią dziwne rzeczy – mówi Iza. – Miała siniaka na policzku, pęknięte dziąsła – jak chciałam włożyć jej smoczek, to zobaczyłam, że krwawi. Ojciec powiedział, że jej ząbki idą, że leżała na łóżeczku i się jej smoczek wbił w dziąsła. Chłopak Izy przypomina sobie, że chciał kiedyś bawić się z Jasiem w karuzelę: chłopczyk panicznie się bał huśtania. Teraz kojarzy ten strach z urazami, jakich Jaś musiał doznać od ojca. - Musiał nim rzucać – mówi. – A ten smoczek, to Andżelika miała na stałe do ust przywiązany, jak kaganiec. Iza nie może sobie darować, że milczała: - Jeśli będę widziała w podobnych sytuacjach coś, co mi się nie podoba, od razu będę mówić – zapewnia. Rodzicom Andżeliki i Jasia postawiono zarzuty znęcania się na dziećmi. Andżelika przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. Dziecko wciąż jest w śpiączce. Nie ma pewności, czy uda się ją wybudzić. Stan dziewczynki w dalszym ciągu jest ciężki. Z powodu obrażeń może zostać kaleką na całe życie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości