Zwłoki dziecka zakopano obok domu

TVN UWAGA! 3623238
TVN UWAGA! 138623
Przez 12 lat praktycznie nikt nie interesował się losem niepełnosprawnej dziewczynki z warszawskiego Ursusa. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia jej zwłoki odnaleziono zakopane obok domu, w którym mieszkała. Czy kiedykolwiek uda się wyjaśnić dlaczego umarła? Jakie tajemnice ukrywał przez lata dom na warszawskim Ursusie?

- To było makabryczne odkrycie. Ciało dziewczynki zostało odnalezione dwa, trzy metry od budynku – mówi podinsp. Maciej Karczyński Komenda Stołeczna Policji w Warszawie. - Sekcja zwłok wykazała, że mamy tu do czynienia z materiałem dowodowym w postaci szkieletu dziecka odpowiadającego wiekowi poszukiwanej dziewczynki, bez urazów mechanicznych. Bez specjalistycznych badań nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, co było przyczyna zgonu – dodaje Zdzisław Hut, Prokuratura Rejonowa Warszawa – Ochota. Matka dziewczynki, jej konkubent oraz dwaj synowie zostali zatrzymani. Sąd nie zgodził się jednak na tymczasowe aresztowanie matki, mimo że wnioskowała o to prokuratura. - Śmierć dziecka matka tłumaczyła wypadkiem, zakrztuszeniem się podczas podawania pokarmu. Nie poinformowała o śmierci córki, bo bała się odpowiedzialności za sposób realizowania opieki nad córką – tłumaczy Zdzisław Hut. Niepełnosprawna Dorotka mieszkała w willowej część warszawskiego Ursusa. Urodziła się 12 lat temu z wodogłowiem. Według dokumentacji medycznej, zabezpieczonej przez prokuraturę, dziewczynka cierpiała też na padaczkę ale praktycznie w ogóle nie była leczona. - Dziecko nie było pod żadną opieką lekarską - mów Zdzisław Hut. - Matka nie pobierała też żadnego dodatku do zasiłku rodzinnego dla dzieci chorych, dodatku rehabilitacyjnego. To znaczy, że nie dostarczyła dokumentów, że dziecko jest chore - dodaje Marzena Szaniawska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Ursusie. Przez kilka lat prawdopodobnie żadna instytucja socjalna ani służba zdrowia nie wiedziały o istnieniu tak chorego dziecka. Gdy w 2005 roku Dorotka osiągnęła wiek szkolny, a rodzice nie zapisali jej do pierwszej klasy, szkoła upomniał a się o dziecko. Matka przedstawiła wówczas dokumenty potwierdzające chorobę dziewczynki. Została skierowana do poradni psychologicznej, która miała określić stopień niepełnosprawności i zalecić indywidualne nauczanie dziecka. - Umówiłam się, że na badanie dotrę do domu dziewczynki. W umówionym terminie nie było mamy z dzieckiem w domu. Od tamtej pory nie miałam kontaktu ani z matką ani z dzieckiem. Informowaliśmy szkołę, że nie dotarli do poradni. Prosiliśmy ich o podjęcie odpowiednich działań – mówi Joanna Traczuk, psycholog, Poradnia Psychologiczno Pedagogiczna nr 15 w Warszawie. Dwa lata później szkoła po raz pierwszy powiadomiła policję, że rodzina Dorotki nie realizuje obowiązku szkolnego. Dzielnicowy wręczył upomnienie. Minęły kolejne dwa lata i dzielnicowy znów pojawił się z upomnieniem. Przez prawie pięć lat szkoła nie powiadomiła sądu rodzinnego o zaniedbaniach rodziców wobec Dorotki. Dopiero we wrześniu ubiegłego roku skierowano takie pismo do sądu – wówczas rodzinę dziewczynki odwiedził kurator sądowy. - Kurator otrzymał zlecenie wywiadu i udał się do miejsca zamieszkania w celu ustalenia sytuacji opiekuńczo – wychowawczej. Za pierwszym razem nie zastał matki i dziecka. Pozostawił prośbę o kontakt. Pani przyszła i powiedziała, że dziecko przebywa poza miejscem zamieszkania w Zambrzycach koło Suchej Beskidzkiej. Skontaktowałam się z Komenda Powiatową w Suchej Beskidzkiej i otrzymałam informację, że dziecka nie ma - mówi Małgorzata Siwkiewicz, kierownik zespołu kuratorów przy Sądzie Rejonowym dla M. St. Warszawy. Dlaczego dyrekcja szkoły, w której miała się uczyć dziewczynka, zadowalała się tłumaczeniami matki? Dlaczego nie powiadomiła sądu rodzinnego? Dyrektor szkoły, mimo umówionego spotkania, nie zgodziła się na rozmowę z dziennikarzami UWAGI!. Reporterzy udali się do Wydziału Oświaty Dzielnicy Ursus, który nadzoruje pracę szkoły. - Nie uważam, że dyrekcja nie dopełniła obowiązków. Uważam, że zrobiła wszystko, co mogła - mówi Zbigniew Konczewski, p.o. naczelnika Wydziału Oświaty i Wychowania dla dzielnicy Ursus. - Śledztwo ma wyjaśnić nie tylko okoliczności związane z faktem, że matka nie podjęła leczenia. Mas także wyjaśnić rolą ojca biologicznego, dwóch braci, konkubenta matki i tych wszystkich służb, które powinny monitorować, w jaki sposób opieka jest sprawowana. Mamy tu do czynienia przede wszystkim z wielką tragedia tego dziecka i ze znieczulicą osób najbliższych – uważa Zdzisław Hut, Prokuratura Rejonowa Warszawa – Ochota. Być może za kilka tygodni biegłym uda się ustalić okoliczności zgonu dziewczynki. Matce prokuratura postawiła na razie zarzuty narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i uszczerbku na zdrowiu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości