- Ciężko być mamą żużlowca ze względu na stres. Na początku myślałam, że to jest zabawa. Małe dzieci, ośmioletni chłopiec, na małym motocyklu. Zabawa w kółeczko. Dlatego się zgodziłam. Dla matki lepiej, żeby nie widziała momentu, kiedy się coś dzieje. Bo to zostaje. Tego nie da się usunąć z umysłu – przyznaje Grażyna Romańczuk, Matka 16-letniego zawodnika żużlowego. Mimo stresu rodzice godzą się, aby ich dzieci trenowały i brały udział w niebezpiecznych zawodach. Często wiek nie stanowi granicy. - Zawodnicy często wkładają swoje pociechy na mini motorki nawet w wieku trzech lat. Szkółki żużlowe przyjmują dzieci w wieku 9, 10 lat – mówi Piotr Olkowicz, dziennikarz sportowy. Co pcha do jazdy motocyklami zarówno dorosłych mężczyzn jak i młodych chłopców? - Adrenalina, prędkość. Żużlem trzeba się po prostu bawić, żeby można się nim było dobrze bawić. Jak wsiadam na tor, to już o niczym nie myślę, tylko jadę i robię swoje – tłumaczy Piotr Szyszka, Junior Stali Rzeszów. - Motocykl żużlowy różni się tym od szosowego, że nie ma hamulców. To bestia, która ucieka spod człowieka, kiedy jest skręcony pełny gaz i kiedy jest puszczone sprzęgło. Jedzie czterech facetów na 300 metrowym torze i momentami zaprzeczają oni prawom fizyki – dodaje dziennikarz. - Adrenalina wychodzi na 150 proc. i trzeba sobie z tym radzić – przyznaje Marek Cieślak, Trener kadry narodowej. Żużel to nie tylko adrenalina i prędkość, ale także wypadki, do których na torze dochodzi bardzo często. Dla jednych upadek kończy się drobnymi potłuczeniami. Inni są zmuszeni do zakończenia swojej kariery. - Wśród młodych zawodników jest tak, że fantazja przerasta umiejętności. Nie przewidują skutków. Jeden bieg może zdecydować o tym, że kariera się skończy. 30 metrów brakło mi do mety. Już się cieszyłem, ale niestety nie dojechałem. Uderzyłem o bandę. Jeden zawodnik mnie ominął a drugi najechał na motocykl i ja dostałem motocyklem w plecy. Jeżdżę na wózku. Jestem przykładem, że ten sport jest niebezpieczny – opowiada Rafał Wilk, trener Stali Rzeszów, były zawodnik. Jednak wypadki rzadko zniechęcają zawodników do żużla. - Żużlowcy przewracają się bardzo często. Kontuzję odnoszą kilka razy w sezonie. Po dwóch, trzech dniach pobytu w szpitalu, polizaniu ran, oni chcą tylko jednego: znowu usiąść na motocykl i pędzić – mówi dziennikarz. - Podejrzewam, że gdyby stanął na nogi, to dzisiaj lub jutro wsiadłbym na motocykl i dalej próbowałbym jazdy. Może nie w takim wydaniu jak wcześniej, że się ścigałem, ale na pewno bym się na nim przejechał – przyznaje Rafał Wilk.