Torturują i zabijają. Skąd bierze się znęcanie nad zwierzętami?

TVN UWAGA! 4134286
TVN UWAGA! 202999
Zakopują żywcem, tłuką siekierą, okaleczają, czy ciągną za samochodem - pomysłów na dręczenie zwierząt w Polsce nie brakuje. Mimo naszej akcji "Zwierzęta są jak ludzie, czują" i wspólnych działań z organizacjami społecznymi, niemal codziennie dostajemy zgłoszenia o nowych przypadkach okrucieństwa.

Właściciele w bestialski sposób pozbywają się swoich niechcianych psów i kotów. Znęcają się nad nimi często dla zabawy czy żartu. Dlatego teraz tworzymy mapę, na której zaznaczamy miejsca, gdzie cierpią zwierzęta. Wystarczyło kilka dni, żeby nasza mapa zapełniła się zgłoszeniami z całej Polski. Po sygnale od Państwa nasi reporterzy ruszyli na pomoc.

Zatłukł psa kołkiem

Jedną z pierwszych interwencji, jaką podjęli, była sprawa robotnika z okolic Płońska, który wykonał zbrodnicze zlecenie na psa. "Właścicielka kazała zatłuc psa kołkiem" - głosiła informacja, która obiegła Internet.

- Tak jakby pan przechodził i pies wszedł panu pod nogi i pan nadepnie. To było 20-25 takich pisków zanim on go zabił - Dariusz Drogosz, sąsiad. Żeby pies się nie ruszał, jego sąsiad miał powiesić psa, a następnie - tak jak opisywali to internauci - zatłuc go drewnianym kołkiem. - Chcieli się pozbyć psa, bo się przeprowadzali - mówi Dariusz Drogosz. To on powiadomił o wszystkim policję. I zrobił to, chociaż wszystko wydarzyło się za płotem. - Nie można tak traktować psa, można oddać do schroniska, powiedzieliby, że to nie ich, że znaleźli w lesie... - dodaje.

Właścicielka psa w rozmowie z naszym dziennikarzem twierdzi, że nie powiedziała, jak mężczyzna ma zabić psa. Jedynie, że chciała, "by pies nie cierpiał". - Chciałam uchronić ją od śmierci głodowej. Ona by zdechła z głodu przecież. Sama by padła - mówiła. - Wyobrażałam sobie, że to będzie chwila, moment i przestanie cierpieć. Że to będzie jak u wisielca - mówi.

Prokurator postawił już katowi psa zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Sprawiedliwość dosięgnie prawdopodobnie także właścicielki czworonoga, która zupełnie nie spodziewała się, że również stanie przed sądem. Obojgu grożą 3 lata więzienia.

Zagłodzona amstaffka

Tymczasem na mapie okrucieństwa pojawiło się kolejne zgłoszenie. Zagłodzona amstaffka Fergie przywiązywana była do wersalki.

Napiętnowany sprawca przemocy

W Płońsku i w Sosnowcu oprawców zwierząt zdemaskowano tylko dlatego, że w sąsiedztwie byli ludzie, którzy odważyli się mówić o tym, co widzą.

Jednak dominującą jest postawa odmienna - milczenie i strach, które sprzyjają oprawcom. Tak jak w Knurowie, na dużym osiedlu mieszkaniowym. Mężczyzna wyszedł tam na spacer ze swoim psem i prawdopodobnie przez kilka godzin szarpał i bił czworonoga. Zatłukł go na śmierć. Wszystko zarejestrowała kamera monitoringu miejskiego. - Widział to człowiek, który jako jedyny zareagował i zadzwonił po policję - mówi Dorota Jasińska z OTOZ "Animals" w Gliwicach.

Policja prowadzi postępowanie wobec właściciela psa, ale mężczyzna już poniósł nieoczekiwaną karę. Coraz większe grupy aktywnych w Internecie miłośników zwierząt przekazywały z rąk do rąk na portalach społecznościowych jego nazwisko i adres. W efekcie wytykany palcami sprawca wyprowadził się z bloku i z miasta.

- To niesamowite zjawisko. Portale społecznościowe przeprowadzają własne śledztwa - mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz z Fundacji Mondo Cane i przywołuje kilka sytuacji, gdy wstawiane były do internetu filmy ze znęcaniem się nad zwierzętami i we wszystkich przypadkach ludziom udało się ustalić sprawcę.

Zakopany żywcem

Sprawa spaniela Farta z Oświęcimia to kolejny dowód na siłę internetowej społeczności. Pies został zakopany żywcem, a odnalazła go w zaroślach Lily, suka Krzysztofa Goytowskiego. - Od razu zacząłem kopać - mówi. Potem sprawy potoczyły się już szybko: w internecie opublikowane zostało zdjęcie psa, następnego dnia wiadomo było już kto jest właścicielem. Kiedy mieszkańcy ulicy zobaczyli w sieci zdjęcie psa, rozpoznali w zwierzęciu pupila jednego z sąsiadów, a przyciśnięty do muru mężczyzna zgłosił się sam do miejscowej organizacji "Animals".

- Przedstawił nam wersje, której się spodziewałam: "piesek mi uciekł" - mówi Katarzyna Kuczyńska z OTOZ "Animals" Oświęcim. - Pytam się, czy to możliwe, żeby pies walnął się łopatą w głowę i zakopał sam w ziemi. Pan zamilkł. Nie było w nim żadnych emocji - relacjonuje.

Ogromna skala, kary w zawieszeniu

Jaka jest skala ujawnionego okrucieństwa? Tylko przez dwa lata do sądów rejonowych wpłynęło blisko 900 spraw, w których oskarżono prawie 1000 osób. Sądy wymierzały najczęściej sprawcom karę więzienia, ale w 86% wypadków były to wyroki w zawieszeniu. Kary bezwzględnego więzienia orzekane były sporadycznie. Sędziowie bardzo rzadko skazywali też oskarżonych na kary ograniczenia wolności, oznaczające konkretną dolegliwość - najczęściej pracę na cele społeczne. Kary pieniężne również nie były wysokie średnia to 740 zł.

Okazuje się, że żeby odmienić los zwierząt, trzeba także zmienić podejście władz i służb, które są odpowiedzialne za ściganie tego typu przestępstw.

- Prokuratorzy często są mało aktywni albo wręcz nieobecni jeżeli chodzi o sprawy dotyczące zwierząt - mówi Tomasz Argasiński z fundacji Czarna Owca Pana Kota. - Często sprawy te są traktowane mniej poważnie niż sprawy dotyczące ludzi - twierdzi.

Tak było w Opocznie w przypadku Dory, nad którą znęcał się właściciel. Wezwana na miejsce policja przyjechała szybko i zabezpieczyła dowody, ale wbrew przepisom nic nie zrobiła, by pomóc psu. Zostawiła go konającego w piwnicy.

Jak ocenia mecenas Mateusz Łątkowski, który często występuje w roli oskarżyciela posiłkowego w sprawach okrucieństwa wobec zwierząt, problemem jest najczęściej brak przygotowania i empatii - najczęściej ze strony policji. - Znam wiele przypadków w wielu komisariatach w całym kraju. Ludzie zgłaszają przypadki znęcania się nad zwierzęciem, a tłumaczenie jest następujące: "nie przyjmiemy, nie zrobimy, bo przecież to tylko zwierzę" - mówi prawnik.

Męczą też koty

Znęcania się nad kotami dotyczy większość zgłoszeń na naszej mapie, zwierzęta te padają najczęściej ofiarą wymyślnych tortur. Tak jak w Grabowie koło Ostrzeszowa, gdzie policja nadal szuka sprawców bestialskiego skatowania kota Duszka.

- To, co tutaj się zadziało, związanie go sznurem, później podpalenie, to jest coś, co nie mieści nam się w głowie. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie doświadczyliśmy - mówi Anna Zielińska z Fundacji VIVA. - Pamiętajmy, że ludzie, którzy są okrutni wobec zwierząt, są też okrutni wobec ludzi.

Równie straszna jest historia zmaltretowanego kota z Siedlec. Mieszkanka znalazła zwłoki zwierzęcia z oderwanymi łapkami i ogonem. Domniemanego sprawcę znęcania udało się znaleźć, dostał już zarzuty.

- Jestem niewinny. Policja zabiła kota i próbują mnie w to wrobić - mówi mężczyzna w rozmowie z naszym dziennikarzem.

Rozwiązanie? Czipowanie

Jak lepiej namierzać sprawców takiej przemocy? Rozwiązaniem na pewno w jakimś stopniu jest obowiązkowe czipowanie psów i kotów.

- Może w końcu ludzie zrozumieją, że jeżeli za psem idzie jakiś numer, czyli za psem idzie "dowód osobisty", to już nie jest rzecz, którą można uwiązywać na łańcuchu, szczepić lub nie szczepić, a potem gdzieś zakopać, bo gdzieś w ewidencji ten pies istnieje - mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz. Niektóre gminy wprowadziły obowiązek takiego obowiązek takiego znakowania zwierząt na swoim terenie, a elektroniczne czipy różnych firm są też wszczepiane wszystkim psom i kotom w schroniskach.

Nadal jednak brak jest jednolitego systemu, z którego sprawnie mogłaby korzystać policja ścigając sprawcę znęcania.

podziel się:

Pozostałe wiadomości