– Jak to możliwe, żeby coś takiego robił psycholog – dziwią się sąsiedzi Andrzeja S. I nie tylko oni. Wszyscy są zbulwersowani. Człowiek, który z racji swojego zawodu, miał pomagać dzieciom i ich rodzicom, mógł wykorzystywać nieletnich? Sprawa zatrzymania przez sąd Andrzeja S. wywołała burzę. Zwłaszcza w jego środowisku. Jego koledzy po fachu są zaszokowani. Trudno im uwierzyć, że S. wykorzystywał dzieci. Profesor Lew Starowicz jest oburzony. Zna Andrzeja S. od wielu lat, często z nim współpracował, a nawet kierował do niego swoich pacjentów. – To dla mnie osobisty szok – mówi Starowicz. – Znałem go od lat, ale nigdy nie podejrzewałem o takie inklinacje. Wszystko zaczęło się w niedzielę. W osiedlowym śmietniku, w pobliżu ulicy Racławickiej na warszawskim Mokotowie, walały się setki pornograficznych zdjęć, na których były zarówno dzieci jak i dorośli. Anonimowy informator zawiadomił o tym policję. Uwagę funkcjonariuszy, którzy przybyli na miejsce, przykuł mężczyzna, który kręcił się nieopodal. Jeden z policjantów zwrócił uwagę na to, że mężczyzna ten miał na ręku identyczną bliznę jak człowiek występujący na niektórych fotografiach. Postanowiono go wylegitymować. Okazało się, że to znany psycholog Andrzej S. Andrzej S. przyznał się, że to jego zdjęcia. Twierdził, że potrzebne mu były do pracy naukowej. W jego domu policjanci znaleźli jeszcze więcej materiałów pornograficznych. Psychologa zatrzymano. Sąsiedzi psychologa nie podejrzewali go o żadną przestępczą działalność. Podkreślają, co prawda, że był on bardzo skrytym człowiekiem, czasem opryskliwym i niemiłym, ale nic nie wskazywało na to, że może być dla kogoś zagrożeniem. Nie widzieli też, żeby przychodziły do niego dzieci bez opieki dorosłych. Teraz są zaszokowani. W poniedziałek Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów postawiła Andrzejowi S. zarzuty i skierowała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Prokuratura nie chciała ujawnić szczegółów zarzutów, poinformowała jedynie, że dotyczą one przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności (rozdział 25. kodeksu karnego). Rozdział ten, oprócz kar za gwałt, zawiera także kary za doprowadzenie małoletniego, poniżej lat 15, do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej oraz za utrwalenie treści pornograficznej z udziałem takiej osoby (kary od roku do 10 lat więzienia). Warszawski Sąd Okręgowy przychylił się do wniosku prokuratury i wydał decyzję o zastosowaniu wobec psychologa trzymiesięcznego aresztu tymczasowego. Sąd uznał, że dowody przedstawione przez prokuraturę wskazują na to, że psycholog dopuścił się zarzucanych mu czynów. Zachodziła też obawa, że gdyby podejrzany pozostawał na wolności, to mógłby utrudniać śledztwo. Obecnie Andrzej S. przebywa w areszcie. Prokuratura zamierza odnaleźć dzieci, które są na zdjęciach i je przesłuchać. Andrzej S. ma 57 lat. Jest rozwodnikiem, ma 20-letnią córkę. Należy do grona pierwszych polskich psychologów, którzy na początku lat 70-tych zajęli się profesjonalną psychoterapią. Zyskał niezwykłą popularność i powszechny szacunek dzięki spektakularnym rezultatom w psychoterapii rodzin i dzieci. Był biegłym sądowym w kilku sprawach sądowych o molestowanie. Jest autorem szeregu książek popularyzujących psychologię, m.in. „Moje dziecko mnie nie słucha”, „Pomiędzy żoną i mężem, czyli jak przetrwać w małżeństwie”, „Zawód psycholog”, „Książeczka dla przestraszonych rodziców”.