- Na schodach wyczułem specyficzną woń rozkładających się ludzkich zwłok. Ciężko mi to wspominać. To nie do pomyślenia. Zwłoki brata zostały znalezione tutaj - pokazuje nam pan Ryszard.
Potknął się o zwłoki
Jego 49-letni brat, Jarosław C., zginął od ciosów nożem. Prawdopodobnie został zamordowany w swoim mieszkaniu. Wiele wskazuje też, że świadkiem tej makabry był siedmioletni syn mężczyzny. - Brat opowiadał, że potknął się o zwłoki, które były już przygotowane do wyniesienia. Mama i ten człowiek, powiedzieli mu, że to jest bardzo droga figura, którą muszą schować, żeby nikt jej nie ukradł - relacjonuje syn zamordowanego, pan Jarosław.
Po kilku godzinach od odnalezienia zwłok policja zatrzymała jego matkę i sąsiada. - Mama popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała: "to nie byłam ja". Ale to nie były jej oczy. Wyglądała na nieobecną, naćpaną? - mówi pan Jarosław. W tamtej chwili nie potrafił nawet nic powiedzieć. Więc tylko przytulił matkę.
"Tato zaczynał dzień od piwa"
Barbara i Jarosław C. byli małżeństwem od prawie 30 lat. Mężczyzna był policjantem w wydziale kryminalnym. Po przejściu na emeryturę dorabiał za granicą przy zbiorze truskawek. Małżeństwo wspólnie wychowywało trójkę dzieci: w tym najmłodszego, 7-letniego syna.
Między małżonkami nie układało się od dawna. Rodzina miała założoną niebieską kartę. Od pana Jarosława słyszymy, że rodzice stale się kłócili. Oboje nadużywali też alkoholu. - Tato zaczynał dzień od piwa, potem wypijał kolejne i następne i kładł się spać. To był spokojny człowiek. Mama odwrotnie: podczas jednego Sylwestra raniła tatę nożem w ramię - wspomina. Agresywny był też ojciec. - Widziałem raz, że mama miała podbite oko. Moje dzieciństwo było naprawdę ciężkie - mówi pan Jarosław. Jego siostra uciekła z domu będąc siedemnastolatką. - To o czymś świadczy - podkreśla mężczyzna.
Chciała zmylić policjantów
Jarosław C. zaginął 11 listopada. Poszukiwano go przez tydzień: na ogródkach działkowych, w pustostanach. - Ratownicy przeszukiwali tereny niezamieszkałe: gdzie osoba mogła się ukryć przed rodziną, bądź targnąć się na życie - mówi Leszek Kois z Opolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej.
Przez cały ten okres Barbara C. wielokrotnie sugerowała, że mąż być może wyjechał za granicę do pracy. Według rodziny zamordowanego, utrudniała poszukiwania. Policjantom przyniosła koszulkę, rzekomo należącą do Jarosława C., która miała ułatwić pracę psom policyjnym. - Potem okazało się, że to wcale nie była jego koszula - podkreśla pan Ryszard.
Prokuratura na razie nie zdradza czy morderstwo mężczyzny było zaplanowane. Zarzuty usłyszał również 39-letni sąsiad Barbary C. - Żona tego mężczyzny była jego przyjaciółką. I to ona go namówiła do tego - przekonuje ojciec mężczyzny.
"Jeśli zabiła, powinna dostać adekwatną karę"
Od Lidii Sieradzkiej z prokuratury okręgowej w Opolu również słyszymy, że tłem zbrodni były "sprawy prywatne".
Kilka miesięcy temu Barbara C. wyprowadziła się i wynajęła mieszkanie w innym miejscu. Małżonkowie jednak ciągle się widywali. W dniu zaginięcia kobieta, wraz z 7-letnim synem, przyjechała do męża. Potem wydarzył się dramat.
- Tato był osobą... zbyt dobrą. Tłumaczyłem mu, że ten związek już nie ma sensu, ale on cały czas mówił, że tak mocno kocha mamę, że nie jest w stanie jej zostawić - mówi pan Jarosław.
I dodaje, że w dniu pogrzebu ojca miał poczucie, jakby żegnał oboje rodziców. - Nie wiem, w jakim stopniu mama jest w to zamieszana, dlatego chcę być oskarżycielem posiłkowym. Jeśli zabiła, powinna dostać adekwatną karę - zapowiada syn zatrzymanej kobiety.
Grozi im dożywocie
Na pytanie, czy będzie potrafił wybaczyć matce, odpowiada jednak twierdząca. - Każdy, kto choć raz się modlił, zna zwrot: "jako i my wybaczamy naszym winowajcom". Każdy zasługuje na wybaczenie. To moja mama, urodziła mnie i moją mamą zawsze zostanie. Nawet, jeśli dostanie dożywocie będę ją odwiedzał w więzieniu. Kocham ją i będę kochał - mówi pan Jarosław.
Syn Barbara C. i jej sąsiad zostali tymczasowo aresztowani. Grozi im dożywocie. 7-letni syn kobiety znajduje się pod opieką psychologa.