Zarzuty wobec byłego senatora

W minionym tygodniu do sądu okręgowego w warszawie wpłynął akt oskarżenia przeciwko byłemu senatorowi i znanemu biznesmenowi Henrykowi S. Prokuratura podejrzewa, że w latach 1989 - 2005 uzyskiwał nienależne wielomilionowe umorzenia podatkowe dzięki powiązaniom ze skorumpowanymi urzędnikami resortu finansów, a także byłym sędzią sądu administracyjnego z Poznania Ryszardem S.

Imperium Henryka S., jednego z najbogatszych Polaków, składa się m.in. z kombinatu rolno-spożywczego zlokalizowanego w Śmiłowie 10 km. od Piły. W jego skład wchodzi kilka zakładów rolnych, fermy trzody chlewnej i drobiu, zakłady mięsne, młyny, zakłady utylizacji odpadów poubojowych. S. jest też właścicielem lokalnego tygodnika i radia. Firmy te z jednej strony stały się błogosławieństwem dla okolicznych mieszkańców, którzy znaleźli tam pracę. Z drugiej strony działalność holdingu wiążę się według ekologów z zatruwaniem środowiska i nieznośnym smrodem będącym skutkiem ubocznym produkowanej tam żywności. Jedną z przyczyn nietykalności Henryka S. był z całą pewnością piastowany przez niego przez kilkanaście lat mandat senatorski. I choć jako senator niczym się specjalnie nie wyróżniał, to jednak prestiż i immunitet parlamentarny robiły wrażenie i otwierały wiele wpływowych drzwi i gabinetów. Trudno uwierzyć, że to tacy ludzie jak dyrektorzy departamentów dali się skusić Henrykowi S. i za łapówki naginali prawo, by S. mógł albo w ogóle nie płacić podatków, albo płacić je w znacznie zaniżonych kwotach. To ustalenia prokuratury. Obejmują one aż 80 tomów akt, których przybywa z rozprawy na rozprawę. Sławomir M. miał wielokrotnie przyjmować łapówki w wysokości od kilkunastu do kilkudziesięciu tys. zł w zamian za korzystne dla senatora decyzje podatkowe. Andrzej Ż. miał unieważniać niekorzystne rozstrzygnięcia Izby Skarbowej w Pile. W sumie na ich działalności Skarb Państwa stracił według prokuratury kilkanaście milionów zł w postaci zaniżonych podatków. - Najwyższa korzyść jest w formie 100 tys. zł., ale były też korzyści w formie różnych prezentów czy zaproszenia do lokali – mówi Wojciech Małek, Sąd Okręgowy w Warszawie. Podejrzani o korupcję Urzędnicy Ministerstwa Finansów zostali aresztowani w biały dzień, na oczach zdumionych pracowników ministerstwa. Wprost z gabinetów trafili do aresztu. Początkowo mieli spędzić w miejscu odosobnienia trzy miesiące. Ostatecznie opuścili areszt dopiero po 22 miesiącach. Dziś większość z oskarżonych z wolnej stopy odpowiada za swoje czyny przed Sądem Rejonowym w Warszawie. Żaden nie przyznaje się do korupcji. - Ja żadnych łapówek nie brałem. Nie utrzymujemy kontaktów, nie odwiedzam go – twierdzi oskarżony, były dyrektor w Ministerstwie Finansów. - Znam go ze spotkań bardzo pobieżnie. Nie mogę powiedzieć o nim niczego złego. Widziałem się z nim cztery razy. Bywałem u niego na wykładach, gdzie byli jego pracownicy i on też się pojawiał. Poznaliśmy się wówczas. Mieliśmy jakieś luźne rozmowy, nie o podatkach ani służbowe. Mam wrażenie, że pan S. nie ma pojęcia o podatkach, zwłaszcza o skomplikowanych sprawach. Rozmowy były luźne – dodaje drugi oskarżony, były dyrektor w Ministerstwie Finansów. Po wielu latach śledztwa i postawieniu zarzutów korupcyjnych urzędnikom Ministerstwa Finansów, pętla wokół byłego senatora zaczęła się zaciskać. Jednak tuż przed planowanym zatrzymaniem, Henryk S. ulotnił się ośmieszając organa ścigania i Policję. Za Henrykiem S. wysłano Międzynarodowy List Gończy. Ten jednak przez wiele miesięcy unikał aresztowania. Wreszcie wpadł zatrzymany na autostradzie przez niemiecką policję. - Ma przedstawione 22 zarzuty zarówno o charakterze korupcyjnym jak i o pozbawieniu wolności, zarzuty dotyczące przestępstw przeciwko środowisku – mówi Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga Południe. Tak więc oprócz dawania łapówek, o których do tej pory mówiło się najczęściej, Henryk S. będzie odpowiadał prawdopodobnie m.in. za głośne uwięzienie na posesji dziennikarki Telewizji Publicznej i jej ekipy. Wśród zarzutów dotyczących przestępstw przeciwko środowisku znalazła się zapewne sprawa Stanisława Grabińskiego, któremu S. zrujnował gospodarstwo agroturystyczne. Odpady z fabryk zatruły m.in. zarybione jezioro Grabińskiego. Teraz mimo że były senator od pół roku siedzi w areszcie jego wpływy w regionie wciąż pozostają potężne. - Każde postępowanie, jakie kieruję przeciw S., jest automatycznie umarzane. Walczę z nim od 10 lat, wygrałem cztery sprawy i do dzisiaj nie odzyskałem ani jednej złotówki – mówi Stanisław Grabiński.

podziel się:

Pozostałe wiadomości