Zarabiają na domu dziecka

Czy firma ArtMusic wykorzystuje Dom Dziecka w Ostrołęce do zarabiania pieniędzy? Dyrektorzy placówki nie znają nawet dobrze szczegółów umowy.

Umowa podpisana przez wicedyrektor Domu Dziecka z Ostrołęki Iwonę Brzezińską, mówiła o przekazywaniu tej placówce przez firmę ArtMusic, części pieniędzy zebranych z jej działalności handlowej - firma handluje m.in. płytami muzycznymi. Dom dziecka wystawił firmie ArtMusic zaświadczenie, że jest ona jego darczyńcą i odprowadza część swoich dochodów do tej placówki. Jak się okazuje sam dyrektor nie znał do końca treści umowy i nie miał szans kontroli faktycznej liczby sprzedawanych płyt i zarobków firmy wynikających z ich współpracy. - Idę na każdy układ, z każdą firmą, która oferuje naszemu domowi pieniądze – mówi dyrektor domu dziecka Cezary Kotowski. W umowie wymieniana jest tylko minimalna kwota, którą ma co miesiąc dostać dom dziecka – 400 złotych. Dziwne jest to, że kiedy dzwoni się do domu dziecka, żeby sprawdzić wiarygodność ArtMusic, to można usłyszeć jeszcze inną wersję: że z każdej płyty oddawane jest do domu dziecka 20 złotych. Dyrektor firmy ArtMusic nie widzi nic złego w podpisanej współpracy. Bardziej rozmowni są jego pracownicy. - Oszukuje się kupujących i dom dziecka – mówi dziewczyna, która zbierała pieniądze. – Mówi się, że pieniądze są dla dzieci, a idą do prywatnej kieszeni. Jest zawarta jakaś umowa, a dom dziecka nie wie nawet, co firma robi wykorzystując jego nazwę. - Czasem się tak zamota człowieka, że da te 20 złotych, a potem i tak nie wie, o co chodzi – śmieje się jedna z dziewczyn zbierających pieniądze. Są też inne sposoby: - Prezentację w blokach robimy na grzecznego studenta, a w domkach, czy na wsi – na wariata – opisuje jeden z mężczyzn. – Najlepiej na wsi zacząć od księdza lub sołtysa. Jak ludzie zobaczą, że oni kupili, to reszta ludzi jest już nasza. Bardzo sprytnym zabiegiem jest też proszenie każdego o podpisanie się na liście, nawet jeśli nic się nie kupiło. Sprzedający mówią, że to do celów informacyjnych. Tak naprawdę po odejściu od drzwi dopisują obok nazwiska sumę 20 złotych i pokazują innym sąsiadom. Ludzie nie chcąc być gorsi i też kupują. - Kiedyś emeryt, który miał 460 złotych renty nie mając już prawie nic, oddał nam swoje ostatnie pieniądze, bo… to na dom dziecka – dodaje jeden ze zbierających.

podziel się:

Pozostałe wiadomości