Zamordował byłą dziewczynę

TVN UWAGA! 3793838
TVN UWAGA! 160923
Hanna i Michał byli parą niecałe dwa lata. Kiedy kobieta odeszła, Michał zaczął ją prześladować, nachodzić, śledzić, nękać sms-ami i telefonami aż wreszcie zabił ją i siebie. Rodzina Hanny twierdzi, że mówiła o swoich problemach policji - ale nie reagowali.

- Pobiegłam do mieszkania na półpiętrze. Tylko zapytałam czy żyją. Zastałam córkę na łóżku i już zostałam przy niej. Leżała na łóżku z rękami złożonymi i włożonym ich zdjęciem. Michał był przy drzwiach wejściowych – mówi Halina Zakrzewska, matka Hanny Zakrzewskiej.

15 lutego ciała 27-letniej Hanny Zakrzewskiej i jej byłego partnera Michała P. znaleziono w mieszkaniu, które wcześniej razem wynajmowali. W Walentynki mężczyzna zamordował kobietę nożem – miała na ciele dwie rany kłute. Potem 33-latek powiesił się. Byli parą niecałe dwa lata.

- Ten związek był ciężki od początku. Wszystkich raziło jego nachalna miłość. Wszystko było cały czas pod kontrolą i jego nadzorem. Bardzo ją izolował i to wszyscy widzieli. Rozmawiałam z jego rodzicami nawet na ten temat. Ale była mowa, że on ją tak kocha, że jest zazdrosny i może później mu to przejdzie jak ona wyjdzie za niego za mąż, urodzi dziecko - mówi Halina Zakrzewska, matka Hanny Zakrzewskiej.

- Od samego początku Hanią jakby zawładnął. Dla mnie to była jedna wielka manipulacja. Wszystko co robił, miało doprowadzić do tego, żeby Hania była od niego totalnie uzależniona. Nie mogła się spotykać ze znajomymi, sama wychodzić, nie mogła rozmawiać z mężczyznami – dodaje przyjaciółka.

Po pół roku znajomości Hanna i Michał zamieszkali razem. On – przedsiębiorczy i zamożny - był kierownikiem jednego z oddziałów dużej firmy energetycznej. Ona pracowała jako kosmetyczka, od trzech lat prowadziła swój salon.

- Każdy mężczyzna, który wszedł do salonu to on od razu… Trudno o tym mówić. On myślał tylko o seksie, zazdrości i pieniądzach. Twierdził, że bez pieniędzy to jest się niczym. Pytał jej się po co pracuje, przecież on ma pieniądze. Mówił: jesteś niczym, za ile ty tu pracujesz… – opowiada matka Hanny.

- On wiedział o niej wszystko, gdzie chodzi, z kim i o czym rozmawia. To ją przerażało. Zaczęły się pojawiać dziwne ślady – na jej rękach, szyi – siniaki. Michał ją bił i gwałcił. Ile razy do niej przychodziłam, Ania płakała – dodaje przyjaciółka.

W związku pojawiły się problemy. Okazało się, że mężczyzna ma inną partnerkę i dziecko. W dodatku, jak twierdzi rodzina Hanny, nadużywał alkoholu, bywał zaborczy.

Michał P., zdaniem rodziny, prześladował swoją partnerkę. Hanna nie radziła sobie z jego przemocą i chorobliwą zazdrością. Zaczęła chodzić do psychoterapeuty. W grudniu zeszłego roku ostatecznie zdecydowała się odejść od Michała i przeprowadziła się do rodziców.

- No i zaczęło się… Przychodził przez kilka dni. Do niego nie docierało, że ona nie wróci. Straszył, że jak nie on to żaden inny, jeździł pod domem, wystawał przed salonem. W sms-ach pisał: ty wiesz, co ci zrobię. Córka obawiała się o życie, dlatego była na komendzie, myślała, że ktoś zareaguje – mówi Halina Zakrzewska, matka Hanny Zakrzewskiej.

W ubiegłym roku policjanci interweniowali trzykrotnie w mieszkaniu pary z powodu zakłócenia ciszy nocnej i raz w domu rodzinnym kobiety, gdzie Michał P. awanturował się.

13 stycznia pani Hanna na komendzie miała opowiedzieć o swoich problemach z byłym partnerem. Policjant wręczył jej tylko wizytówkę i prosił o kontakt, gdyby coś się działo.

Według relacji matki, jej córka już trzy dni później zadzwoniła do policjanta.

Miała powiedzieć, że czuje się zagrożona. Kobieta zorientowała się też, że od dłuższego czasu jest podsłuchiwana.

- Wiedział, co mówi się w salonie i od razu pisał do niej sms-y. Jak przychodziłam do niej, to mi pisała na kartce: mamuś nic nie mów, bo Michał wie o wszystkim, co my tu robimy – mówi matka ofiary.

Pani Hanna po raz drugi poszła na komendę 30 stycznia, tym razem z bratem. Według jego relacji policjanci też zbagatelizowali problem prześladowania.

- Pani Hanna nigdy nam tego nie powiedziała. Nie możemy zrobić nic wobec kogoś, kto nie chce niczego zgłaszać. Zapytana przez policjanta, w jaki sposób postępuje z nią były partner na chwilę obecną powiedziała, że piszę że ją kocha, później że nie kocha. Pytał się, czy czuje się zagrożona obecnością tego pana. Odpowiedziała , że nie, tylko, że nie chce by do niej dzwonił – twierdzi sierż. Agnieszka Semik, Komenda Miejska Policji w Tychach.

- Mówiła na policji, że za nią chodzi i ją obserwuje i że wysyła setki smsów. Pouczono ich, że ktoś może za kimś chodzić, obserwować, jeździć. Że to można robić. Miałam wrażenie, że nie jest potraktowana poważnie. Powiedziała, że nie ma sensu iść tam jeszcze raz. Powiedziała, że jak ją ktoś zabije, to może się ktoś tym zainteresuje – mówi mówi Halina Zakrzewska, matka Hanny Zakrzewskiej.

Michał P. był notowany w policyjnych bazach danych. W 2012 roku dostał karę w zawieszeniu za jazdę pod wpływem alkoholu i pobicie policjantów. Jego była partnerka powiedziała nam, że przez lata znęcał się nad nią: bił, groził śmiercią, odkręcał gaz w mieszkaniu. W związku z tym w lipcu zeszłego roku założono mu niebieską kartę – jako sprawcy przemocy. Nękał ją smsami i telefonami nawet wtedy, kiedy był w związku z panią Hanną.

- Oczywiście, że był sprawdzony jak doszło do tej tragedii. Wcześniej nikt nie zgłaszał żadnych zażaleń i wniosków o ściganie tego pana. Nie możemy oceniać człowieka przez pryzmat tego, co zrobił kiedyś. Ja rozumiem, że doszło do tragedii, ale doszukiwanie się winy w policji? My tu nie zawiniliśmy – tłumaczy twierdzi sierż. Agnieszka Semik, Komenda Miejska Policji w Tychach.

Jeszcze tydzień przed zabójstwem policja otrzymała sygnał o nękaniu kosmetyczki przez byłego partnera. Potwierdza to jej klientka.

- Przychodził do salonu i ją wyzywał, gdy byłam. Zadzwoniła z mojego telefonu na numer alarmowy 112 i zgłaszała, że jej były partner przeszkadza jej w pracy, że ją obraża, nachodzi. Prosiła o patrol, ale nikt nie przyjechał. Powiedziano jej, że nikt nie przyjedzie – to było 7 lutego – mówi klientka.

Rzecznik prasowy policji w Tychach twierdzi jednak, że policjanci przyjechali tego dnia do salonu, ale nikogo nie zastali. Tydzień później, 14 lutego, doszło do morderstwa. Według śledczych Michał P. był widziany wtedy przed salonem. Miał wręczyć byłej partnerce prezent i odjechać. Prawdopodobnie chciała mu go oddać i dlatego poszła do ich kiedyś wspólnego mieszkania. Tam rozegrała się tragedia, której dokładny przebieg ustala prokuratura.

- Niewątpliwie pani Hanna była nękana przez tego pana. Ilość informacji drogą sms-ową, telefonów, relacji świadków, jak bardzo ciąży jej już to zachowanie – można uznać , że była ofiarą stalkingu. Będzie wdrożone postępowanie w stosunku do policjantów z komendy w Tychach. Będziemy weryfikować informacje, czy faktycznie nie doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy – mówi Agata Słuszniak, Prokuratura Rejonowa w Tychach.

Zaraz po tragedii komenda wojewódzka rozpoczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie niedopełnienia obowiązków przez policjantów. Wyniki kontroli na razie nie potwierdzają, aby doszło do zaniedbań. Jednocześnie po naszej wizycie na komendzie, brat ofiary został wezwany, aby złożyć policjantom wyjaśnienia w sprawie ostatniej wizyty jego i zmarłej siostry na komisariacie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości