Zakatował dziecko konkubiny

Z zimną krwią mieszkaniec Lublińca zakatował 11-miesięczne dziecko swojej konkubiny. Matka nie wzywała lekarza do chłopca, bo bała się, że konkubent za pobicie trafi do aresztu.

Tragedia wydarzyła się w zeszłym tygodniu. Mężczyzna, zdenerwowany, płaczem maleństwa, pięścią uderzał je w tył głowy. Dziecko dostało drgawek, gorączki, straciło przytomność. Jak się potem okazało w mózgu Dawidka zrobił się krwiak. Matka wezwała lekarza dopiero następnego dnia rano. Po dobie agonii, niemowlę zmarło w szpitalu, nie było już dla niego ratunku. Andrzej K. został zatrzymany, a potem tymczasowo aresztowany na trzy miesiące pod zarzutem znęcania się nad rodziną i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu dożywocie. Matka dziecka mimo, że zauważyła iż jest ono chore nie powiadomiła lekarzy, z obawy o bezpieczeństwo swojego konkubenta. Bała się, że trafi on za pobicie do aresztu, myślała że niemowlę samo wyzdrowieje. Sekcja zwłok wykazała, że krwiak w mózgu, to nie jedyne obrażenia 11-miesięcznego Dawidka. U dziecka stwierdzono także krwiaka, płuc oraz jamy brzusznej, jak również stare obrażenia - m.in zrośnięcia złamanych żeber. Wskazują one, że dziecko było bite od dłuższego czasu. Potwierdzają to sąsiedzi Grażyny M. i jej konkubenta - wszyscy mieszkają w starym hotelu robotniczym na peryferiach Lublińca. - Często było słychać uderzenia i płacz dziecka - opowiada sąsiadka zza ściany. - To nie były klapsy, tylko uderzenia, kilka razy się powstrzymałam, aż wreszcie nie wytrzymałam i poszłam, powiedziałam, że wezwę policję. Po interwencji policji na jakiś czas był spokój. Wezwany na miejsce lekarz i policjanci nie stwierdzili, by dziecko było bite. Na jakiś czas też ustał płacz malca za ścianą. Latem sąsiadka wyprowadziła się do swojego mieszkania, wtedy katowanie niemowlaka zaczęło się znowu. Tym razem nie miał kto powstrzymać Andrzeja K. Grażyna M. zaraz po urodzeniu dziecka poprosiła o pomoc miejscową opiekę społeczną. - Kobieta była od niedawna pod naszą opieką - mówi Aleksandra Stachowiak, z ośrodka pomocy społecznej. - Korzystała z pomocy doraźnej. Kiedy był u niej pracownik socjalny, wszystko było w porządku, dziecko było zadbane. Urzędnik pomocy społecznej kilkakrotnie odwiedzał Grażynę M., ale i on nie zauważył niczego niepokojącego. Sąd rodzinny chciał przyznać Grażynie M. i Andrzejowi K. kuratora. Sąd nie wiedział, że konkubent Grażyny, siedział w więzieniu za znęcanie się nad rodziną - bił swojego dwumiesięcznego synka. - Sąd rodzinny nie wiedział, za co ten mężczyzna był karany - tłumaczy prezes sądu rejonowego w Lublińcu. - Kurator może dowiedzieć się tego, tylko od samego zainteresowanego, nie mamy możliwości sprawdzenia tego w rejestrze skazanych, procedury trwają bardzo długo. Andrzejowi K. za zabójstwo dziecka grozi dożywocie. Matka chłopczyka przebywa na wolności, zarzuca się jej tylko nie udzielenie pomocy synkowi. Jednak sąsiedzi uważają, że powinna ponieść taką samą karę, jak jej konkubent.

podziel się:

Pozostałe wiadomości