Zaginiony

Przez dwa tygodnie mieszkaniec Bydgoszczy był poszukiwany przez zrozpaczoną rodzinę i policję. Przez cały ten czas leżał w szpitalu. Kilkaset metrów od domu.

Czy człowiek może przepaść bez śladu? Oczywiście tak. Okazuje się, że może przepaść nawet wtedy, gdy żyje i przebywa kilkaset metrów od domu - w szpitalu. Nawet wtedy, gdy policja i rodzina szukają go w całym mieście, a także w szpitalu, w którym ten człowiek leży. Brzmi to nieprawdopodobnie a jednak zdarzyło się - w Bydgoszczy. Rodzina zaginionego mężczyzny nie miała już nadziei na jego odnalezienie. Dopiero po dwóch tygodniach do domu zadzwoniła pielęgniarka z wyrzutem, że nikt nie interesuje się człowiekiem, który chory leży w szpitalu, w którym ona pracuje. Szpitala, który widać z okien mieszkania zaginionego mężczyzny. Jak się okazało mężczyzna był ofiarą wypadku drogowego. Nieprzytomny został przewieziony do szpitala. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego w szpitalu nikt nie powiadomił rodziny, że mężczyzna do niego trafił i przeszedł operację. Przez ochroniarzy doprowadzeni zostaliśmy do dyrektora. Jednak dyrektor szpitala nie chciał odpowiedzieć nam do kamery na żadne pytanie. Poza kamerą próbował przekonać nas, że mężczyzna, gdy trafił do szpitala - nie życzył sobie by informować o tym jego żonę. To teza ciekawa, bo poszkodowany prawdopodobnie był przez kilka dni nieprzytomny i nie zdawał sobie sprawy z tego, co się z nim stało i gdzie się znajduje. Czy mężczyzna nie chciał, aby powiadomiono jego żony? Być może rzeczywiście tak było. Dlaczego jednak nie powiadomiono jego syna, córki czy braci? Z dotarciem do nich reporter „UWAGI!” nie miał najmniejszego problemu. Tłumaczenia lekarzy z bydgoskiego szpitala nie można, więc zrozumieć. W innych tego typu placówkach jest inaczej. Gdy trafia do nich nieprzytomny człowiek - personel natychmiast próbuje dotrzeć do rodziny lub znajomych. W tej sprawie jest jeszcze jedna zagadkowa rzecz. Gdy mężczyzna wpadł pod samochód na miejsce przyjechała nie tylko karetka, ale także policja. Ta sporządziła sprawozdanie z wypadku, w którym spisała dane wszystkich uczestników. Także poszkodowanego. W dokumentach było jego imię, nazwisko, adres. Jednocześnie policjanci z innego wydziału przez wiele dni bezskutecznie tego samego człowieka poszukiwali. Jak to możliwe, że policjanci nie wiedzieli o tym, co robili ich koledzy?

podziel się:

Pozostałe wiadomości