„Wynajęłam to mieszkanie samotnemu mężczyźnie”
Artur S. razem z żoną i dwójką dzieci od kilku lat mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, w centrum Krakowa. W tym czasie zadłużyli je na ponad 50 tys. złotych, nie płacąc właścicielce za wynajem ani wspólnocie mieszkaniowej za czynsz.
- Wynajęłam to mieszkanie samotnemu mężczyźnie. Potem okazało się, że on mieszka tam z żoną, o czym dowiedziałam się przez przypadek. Nieco później, także przypadkowo dowiedziałam się, że mieszka tam także dwójka dzieci – mówi pani Bożena Drozd, właścicielka nieruchomości.
Z relacji pani Bożeny i obserwacji naszych reporterów wynika, że wynajmujące od pani Bożeny mieszkanie małżeństwo żyje na wysokim poziomie.
- To nie są poszkodowani przez los, biedni ludzie. To są ludzie wykształceni. Ludzie, którzy mogą pracować i zarabiać. Mieszkając w centrum Krakowa utrzymują dwa samochody, ich dzieci chodzą do prywatnych przedszkoli. W mojej ocenie to ludzie zamożni – dodaje pani Bożena.
Pani Bożena pozostaje bezsilna wobec sytuacji, w jakiej się znalazła. Próby skontaktowania się z lokatorami i uregulowania należności są bezskuteczne.
- Do 2016 roku pan Artur płacił nieregularnie, ale po moich monitach spłacił część długu. Zadłużenie względem wspólnoty nie było duże, ale na koniec roku zawsze jakieś było. Sytuacja drastycznie pogorszyła się w 2016 roku. Ostatni czynsz do wspólnoty, jaki ten pan wpłacił wpłynął w kwietniu 2016 roku. Jego dług wynosi ok. 52 tysiące złotych – mówi.
Kim są najemcy?
Artur S. w KRS widnieje, jako członek rad nadzorczych wielu firm, kilka z nich już nie działa. To on podpisał umowę najmu mieszkania z właścicielką. W wynajętym mieszkaniu żyje razem z żoną, Joanną S., która w myśl przepisów jest współodpowiedzialna zaistniałej sytuacji. Pani Bożena nie radząc sobie z sytuacją wynajęła prawnika i założyła sprawę Arturowi S. i jego żonie.
- Z jednej strony jest to sytuacja, jakich wiele, czyli problem z wypowiedzeniem umowy najmu i problem z zaległościami. Konfiguracja osobowa, z jaką mamy w tym przypadku do czynienia jest jednak bardzo osobliwa. Może się wydawać, że problemem tej sprawy jest zbyt duża świadomość przepisów. Starają się oni wykorzystać ich działanie na swoją korzyść – mówi adwokat Wojciech Rudzki.
Wyniki naszej obserwacji były zaskakujące. Okazało się, że kobieta pracuje w Urzędzie Skarbowym.
- Paradoksem jest sytuacja, w której osoba zajmująca się zawodowo windykacją jest sama windykowana – dodaje Rudzki.
Udało nam się porozmawiać przez telefon z Joanną S.
- Mój mąż jest moim pełnomocnikiem. Skoro on doprowadził do takiej sytuacji, to powinien tę sytuację rozwiązać. Nie wiem, co mój mąż robi. Pewnie wiecie więcej niż ja – powiedziała.
Lokator nie zjawia się w sądzie
Mimo kilku spraw w sądzie Artur S. nie zamierza opuścić lokum.
- To jest moje mieszkanie. Ten pan mnie straszy, że jak zacznę tam przychodzić, to zaburzę jego mir domowy i będę pociągnięta do odpowiedzialności. Czyli z ofiary stanę się sprawcą i szybko znajdą się na mnie paragrafy – mówi pani Bożena.
W dniu, w którym obserwowaliśmy Artura S., mężczyzna miał być w sądzie. Na rozprawę jednak nie dotarł, zasłaniając się zwolnieniem lekarskim wystawionym przez lekarza, biegłego sądowego. Na rozprawy dotyczące spłaty długu pani Bożeny nie stawia się od dawna.
- Ten pan robi sobie żarty z terminów rozpraw. Twierdzi, że jest na tyle chory, że nie może iść do sądu, ale tego samego dnia aktywnie załatwia swoje sprawy. Kondycji może mu pozazdrościć niejedna zdrowa osoba – mówi pani Bożena.
Właścicielka mieszkania otrzymała od wspólnoty nakaz spłaty długu. Wspólnota zagroziła, że w przeciwnym wypadku sprawa trafi do komornika. Pani Bożena nie miała wyjścia i z prywatnych oszczędności spłaciła zadłużenie.
- Potrzebuję pieniędzy, bo leczę się po wypadku. Dla mnie jest to bardzo poważna kwota – mówi pani Bożena i dodaje:
- Nie zostawię tej sprawy. Powiedziałam panu Arturowi, że to dla mnie sprawa priorytetowa. Doprowadzę to do końca. Nie pozwolę na to, by ktoś taki w ten sposób oszukiwał ludzi.