Zabrane dzieci

- Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie mogła wrócić do domu. Jedynym wyjściem byłoby się zabić – mówi 16-letnia Magda. Decyzją sądu dziewczynka i jej młodsza siostra trafiły, do ośrodku szkolno-wychowawczym, gdyż ich matka leżała w szpitalu.

Mąż pani Katarzyny zmarł latem. Kobieta spodziewała się czwartego dziecka. Ciąża była zagrożona, więc mama Agaty i Magdy trafiła do szpitala. Pod jej nieobecność, upośledzonymi dziewczynkami opiekowała się ich pełnoletnia siostra i babcia. Mimo to kurator zdecydował umieścić Agatę i Magdę w ośrodku szkolno – wychowawczym. - To tak, jakby grunt się pod nogami usunął. Co ja takiego zrobiłam? Przecież to nic złego, że ratuję nienarodzone dziecko. A ja poczułam, jakby było błędem ratowanie właśnie tego dziecka – mówi pani Katarzyna. Córki pani Katarzyny trafiły do placówki oddalanej o 60 km od Bydgoszczy, ich rodzinnego miasta. Zdaniem Mirosława Gutowskiego, dyrektora ośrodka, nie ma tam jednak odpowiednich warunków dla dziewczynek. - Nie mam psychiatry, który mógłby się nimi zająć. Powinny raczej być bliżej domu rodzinnego, bo widać z ich zachowania, z rozmów z nimi, że one tęsknią – wyjaśnia dyrektor. - Jest smutno bez domu. Bez babci, bez mojego pieska, papużki, bez koleżanek z klasy i z podwórka - ze smutkiem mówi 14-letnia Agata. Magda i Agata są bardzo trudnymi dziećmi: upośledzone umysłowo, nadpobudliwie, nadwrażliwe. Szczególnie Magda sprawiała poważne problemy wychowawcze. Była agresywna, żebrała, paliła papierosy. Jednak matka nie poddawała się. Robiła wszystko, co mogła, aby pomóc dzieciom. - Z Magdą zawsze były problemy. I to bardzo poważne. Nie dawałam sobie rady sama. Po prostu chciałam, żeby ktoś mi pomógł – tłumaczy pani Katarzyna. Leszek Pochowski, pedagog szkolny, także chciał pomóc. - Widzieliśmy troskę matki. Doszliśmy do wniosku, że wystąpimy o dozór kuratora. Chcieliśmy pozyskać kolejną osobę do pracy z rodziną – powiedział Leszek Pochowski. Kurator został ustanowiony już ponad rok temu. Szkoła miała nadzieję, że wspólnie będą mogli pomóc dzieciom i matce. Jednak kurator nie był zainteresowany współpracą ze szkołą. W ciągu roku był tam tylko kilka razy. Nie poinformował też szkoły o nagłej, zaskakującej dla wszystkich, decyzji o odebraniu dzieci. Sędzia Krzysztof Pawlak z Sądu Rejonowego w Bydgoszczy mówi, że niekiedy nie ma czasu na skontaktowanie się ze szkołą przed podjęciem takiej decyzji. Kurator natomiast jest po to, by egzekwować wydane postanowienie sądu. Z decyzją o umieszczeniu dziewczynek w ośrodku, nie może się także pogodzić psycholog szkolny Zdzisław Anioł. – Jeśli babcia i dorosła siostra, które opiekowały się dziewczynkami, nie radziły sobie, można było umieścić dzieci w pogotowiu opiekuńczym na czas, kiedy mama wymagała leczenia szpitalnego – uważa Zdzisław Anioł. - Ktoś nie pomyślał, co czuje ta druga mała osoba; ten mały człowiek – kwituje Leszek Pochowski, pedagog szkolny. Choć dzieci tęsknią za domem, na szybki powrót nie mają szansy. Raz poruszona machina sądowa potrzebuje czasu by się zatrzymać. - To są moje dzieci. Na pewno nie będzie im nigdzie lepiej, niż u mnie. – mówi pani Katarzyna.

podziel się:

Pozostałe wiadomości