Eugeniusz Wróbel, były wicewojewoda katowicki i były wiceminister transportu, zniknął ze swego domu w Rybniku w piątek. Rodzina zawiadomiła policję, wynajęła także prywatnego detektywa. - Pierwsza z wersji to było uprowadzenie, pojawiła się też hipoteza, że sam się oddalił z domu, ale tę szybko odrzucono – mówi Arkadiusz Andała, detektyw. – Okoliczności zniknięcia ministra były bardzo dziwne. W domu, przygotowanym do remontu, było bardzo czysto i schludnie, brakowało tylko kilku rolek tapet. Albo zniknęły, bo były na nich ślady krwi, albo użyto ich do ukrycia zwłok. W sobotę wieczorem policja zatrzymała syna Eugeniusza Wróbla Grzegorza. Wczoraj po południu przedstawiono mu zarzut zabójstwa. 30-letni Grzegorz przyznał się do zabójstwa ojca. - Ja w to nie wierzę – mówi Ewa Łęgowska, sąsiadka Eugeniusza Wróbla. – Grzesiu to normalny, fajny chłopak. Niemożliwe, żeby coś takiego zrobił. Prokuratura nie ujawniła wyraźnego motywu zbrodni. Pojawiły się informacje o kłopotach ze zdrowiem psychicznym aresztowanego. Obecnie najbardziej prawdopodobnym motywem są pieniądze. - Nie przypuszczam, żeby był jakiś konflikt z Grzesiem – mówi prof. Bolesław Pochopień, przyjaciel Eugeniusza Wróbla. – Syn dobrze zarabiał, pracował jako informatyk w banku. Eugeniusz mówił, że on – adiunkt, zarabia kilka razy mniej od syna. Rybnicki sąd zdecydował o areszcie na trzy miesiące syna byłego ministra. Grzegorz W. jest podejrzany o zamordowanie ojca. Dziś także późnym popołudniem w Zalewie Rybnickim znaleziono ludzkie szczątki. Tożsamość znalezionych szczątków mają zweryfikować specjaliści.